czwartek, 10 września 2009

Gnaw - This Face


Lubię takie granie. Ciężkie lub bardzo ciężkie, pozornie chaotyczne, nietypowe, na swój sposób szalone, różnorodne, przed, na lub za granicą hałasu i ładnie wyprodukowane. Gdzie muzycy są pewni siebie, wiedzą, czego chcą i potrafią kolektywnie lub każdy z osobna (w tym samym czasie), to osiągnąć. Takiej płyty było mi trzeba.

Gnaw to: Alan Dubin na wokalu (wcześniej Khanate i OLD), Jamie Sykes na bębnach (Burning Witch, Atavist), Jun Mizumachi (Ike Yard) – sonic making, Brian Beatrice – soundwave mutilator. Takowy skład pojawił się w 2006 roku, a nieco później znaleźli się w nim również: Carter Thornton (Enos Slaughter) znany też z robienia własnych instrumentów oraz Eric Neuser, któremu zostały wdzięcznie przypisane drums & smash.

Myślę, że powyższy skład jest całkiem zgrabny i obiecujący, a pierwsze dźwięki nie pozostawiają złudzeń. Zespół w tym natłoku dźwięków ma na siebie jakiś pomysł, mimo połamanych rytmów, trudnych do wyczucia praw rządzących utworami, zawsze znajdzie miejsce dla jakichś ciekawych dźwięków. W otwierającym album „haven vault” bardzo przyjemne; subtelne, rozstrojone klawisze w tle. Niby niewiele wnoszą, a jednak jak bardzo wzbogacają kompozycję w momentach gitarowego przestoju. Podobnie dzieje się w „ghosted”, lecz tam już z gitarą klasyczną. „Vacant” – absolutna perełka, rozjeżdżający się ciężki riff, równo grająca perkusja, podejrzane dźwięki oraz świetnie wpasowujący się Dubin. Bardzo motoryczny utwór, podobnie jak następny – „talking mirrors”. Jeszcze ciężej, a do tego wysunięty nieprzyzwoicie i rozbujany bas. Kojarzy mi się to z rozpędzonym walcem, który przechyla się raz w jedną, raz w drugą stronę, trochę zabawna wizja, ale utwór jak najbardziej jeden z lepszych na płycie.

Noise, drone, opętańcze krzyki; wszystko w odpowiednich proporcjach. Co wpłynęło na zespół? Powołam się znowu na ich stronę – głowy na palach. Czy wymaga to komentarza?

Miło, że jeszcze uprzedzili: Dubin's lyrics will mentally rape you. Tak czy inaczej opowiadam się po stronie sympatyków drażniącej wokalnej maniery Alana Dubina, chociaż na tej płycie wbrew pozorom nie zawsze się drze. „Watcher” traktuję jako popis jego niestarannej, niezbyt pięknej deklamacji.

Chaos. Chaos powstały z nagromadzenia kolejnych warstw dźwięków, aż całość zaczyna nabierać życia. Niby ma to być płyta brzydka, agresywna, okrutna i odpychająca, ale mnie urzeka za każdym razem, kiedy do niej wracam. Trzymam kciuki za zespół. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz