piątek, 23 października 2009

Converge- Axe To Fall


Zawsze byłem zagorzałym fanem twórczości Bannona, zarówno tej stricte artystycznej, odnosząc się do kreski, jak i muzycznego projektu Converge. Kiedy więc w świat poszła wieść, że Jacob i spółka wreszcie weszli do studia, z niecierpliwością odliczałem dni do ukazania się następcy krążka No Heroes.

Oczekiwania na Axe To Fall podsycały coraz to nowe doniesienia, prosto z sesji nagraniowych i wywiadów z załogą Converge. Miało być szybko, miało być bardzo "math", miało być core'owo. Premiera płyty zapisana pod datą 20 października 2009 roku, miała być kolejnym kamieniem milowym w twórczości, zarówno zespołu z Salem, jak i całego, promowanego przez nich nurtu. Tylko teraz pytanie- jak do tych przypuszczeń ma się rzeczywistość?

Płytę otwiera intro na basie i perkusji. Kawałek Dark Horse naprawdę muzycznie mógłby "opowiadać" o... koniu. Rytm utworu galopuje na złamanie karku, to unosząc się, to opadając. Nie jest to jednak typowe "patataj". Słychać typową dla Converge chaotyczną barierę dźwięków, natomiast paranoiczny krzyk Bannona, jak zawsze, świetnie uzupełnia całość kompozycji.

Najbardziej (i to nie do końca pozytywnie) zaskoczył mnie fakt przesadnej spójności płyty. Nie doświadczymy na niej tak wielu " utworowych indywidualności" jak choćby na Petitioning the Empty Sky; jest za to dużo melodyniej i bardziej przystępnie.

Ewenementem są natomiast dwa ostatnie utwory, które zdają się być wyrwane z hermetycznego całokształtu płyty. Cruel Bloom raczy nas iście Tom Waitsowym intrem i wokalem, który należy do... samego pana Von Tilla, który postanowił zagościć na nowym dziełku Converge. Sam wałek ma raczej za zadanie uspokoić słuchacza po szaleńczym tempie napędzanym przez poprzedzające go 11 utworów. Melodyjność, iście popowe chórki i wpadający ucho refren, to nowość dla starych fanów Converge. Powolnie rzecz się ma w przypadku najdłuższego (bo ponad 7min-towego) utworu zamykającego płytę- Wretched World. Jest wolno, sludge'owo, już nie na uspokojenie, a na pożegnanie. Czarny koń się zmęczył, czarny koń zdycha.

Podsumowując- spodziewałem się czegoś więcej. Iskier, fajerwerków, zaćmienia Słońca i atomowych wybuchów. Dostałem natomiast porządny kawał mathcore'owego grania, który absolutnie nie ma prawa znudzić się i po 10, i po 100 odsłuchach. Własnoręcznie postawiona poprzeczka w postaci Jane Doe, po raz kolejny okazała się nie do przeskoczenia. Jednak dzięki Axe To Fall i melodyjnym tonie, w jakim ta płyta została utrzymana, ci, którzy kiedyś do Bannona i spółki przekonać się nie mogli, teraz powinni spróbować raz jeszcze. Wydany w tym roku album nie wytyczył nowych ścieżek, raczej udeptał jeszcze mocniej już przetarte szlaki i napewno może dostać łatkę "wabika" na nowych fanów.

1 komentarz:

  1. Pewnie i może, ale jak dla mnie Converge pozostaje zespołem któremu od czasu do czasu zdarza się wyskoczyć z dobrym numerem, bo znowu się wcisnąć (samemu) w niszę hardkormetalu. Też liczyłem (po odsłuchu zajawek) na coś nowego, a skończyło się na słuchaniu "Dark Horse" 10 razy z rzędu po czym odstawiłem płytę na dobre. I chyba nie prędko do niej wrócę. Moim zdaniem zasługuje na 2 dni słuchania, potem ogarnia tylko nuda i można bez wyrzutów sumienia o niej zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń