Zbliża się środek nocy. Czujesz ją wręcz namacalnie, jej chłodny zapach roztacza się wokół ciebie, a ciemną teksturę można kroić nożem. Wychodzisz ze średniej klasy przydrożnego motelu, gdzie byłeś zmuszony się zatrzymać, zapalasz papierosa i wypuszczając dym obserwujesz jego mimowolny lot. Wsiadasz do swego starego Lincolna, niedopałek ostentacyjnie wyrzucasz przez okno, podnosisz szybę, a odjeżdżając zostawiasz tylko tuman powolnie opadającego kurzu.
Przeskakujesz poszczególne stacje radiowe poganiając tylko kolejne szumy, zgrzyty, urywane głosy i dźwięki, aż w końcu trafiasz na coś odpowiedniego. Rozleniwione do granic możliwości dźwięki płynące z głośników wprowadzają w swego rodzaju stan hipnozy, która utrzymuje cię na pograniczu snu i jawy. Zapalony uprzednio kolejny papieros, niemalże bezwładnie zwisa przyklejony do twej wargi, a jego dym snuje się wraz z dźwiękami skrzętnie wypełniając całe wnętrze pojazdu, roztacza mleczną mgłę przed twoimi co rusz otwierającymi i zamykającymi się oczami. Otumaniony wzrok widzi jedynie biały pas i przestrzeń wyznaczaną przez reflektory auta. W oddali widać zbliżające się powoli światła latarni oświetlające żółtym światłem puste ulice. Wjeżdżając w głąb miasta okazuje się, że poza wiatrem, hulającymi po ulicy starymi gazetami i migającymi na granicy przepalenia żarówkami latarni, nie ma tam nikogo. Puste wystawy świecą półmrokiem, a przez uchylone okno pojazdu, przedostaje się delikatny podmuch wiatru, którym odchylając głowę do tyły i zamykając oczy, błogo się rozkoszujesz.
„Midnight Radio” to drugi krążek Niemców i kompletnie odmienny od tego co prezentują aktualnie. Dwie pierwsze płyty prezentują zupełnie inne podejście do muzyki, co oczywiście nie oznacza, że gorsze. Duże znaczenie odgrywa tu bas, którego niskie, leniwie snujące się tony, momentami rezonują w uszach na tyle mocno, że czoło mimowolnie się marszczy. Gdzieś w tle przemknie niepokojący rhodes. Nie bez znaczenia jest też gitara elektryczna, która w późniejszym czasie (już na następnej płycie!) zostanie zastąpiona saksofonem, który wpłynie bardzo korzystnie na atmosferę i sposób jej budowania w muzyce Bohren & der Club Of Gore. Zrobiłem sobie taki przekrojowy przegląd przez dyskografię Niemców i wyśmienicie widać ewolucję muzyczną jaką przebyli. Od surowych, brudnych basów do wysublimowanych saksofonowych, miękkich, klawiszowych przestrzeni. Jestem raczej zwolennikiem tego wygładzonego brzmienia, ale nie sposób nie docenić pierwszych podejść, które emanowały raczej pijacką, brudną i zadymioną aurą. Oba te wcielenia z pewnością łączy jedno – pełnia barw ukazuje się dopiero po zmroku.
„Midnight Radio” to dwie płyty i grubo ponad 2 godziny muzyki, co jest pewnym ewenementem w dyskografii Niemców, bo nigdy wcześniej ani później nie zaskoczą takimi longerami, jedynie sporadycznie pojedynczymi utworami. To zamierzony zabieg, muzyka ukierunkowana na leniwy trans, półświadomą hipnozę w oparach papierosowego dymu i alkoholowego otumanienia. Głównym założeniem albumu jest odwzorowanie nocnej jazdy samochodem, ale nic nie stoi na przeszkodzie włączyć nocną lampkę, wyjąć z salonowego barku kilkunastoletnią Whisky i popijając brunatny trunek, usiąść wygodnie w fotelu, zapalić papierosa i obserwować jak tytoniowa mgła porusza się w przestrzeni rzucanego światła.
środa, 13 stycznia 2010
Bohren & der Club Of Gore - Midnight Radio
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz