środa, 13 stycznia 2010

Steven R. Smith - Cities


“He walked out into the road and stood. The silence. The salitter drying from the earth. The mudstained shapes of floating cities burned to the waterline. At a crossroads a ground set with dolmen stones where the spoken bones of oracles lay moldering. No sound but the wind. What will you say? A living man spoke these lines? He sharpened a quill with his small penknife to scribe these things in sloe or lampblack? At some reckonable and entabled moment? He is coming to steal my eyes. To seal my mouth with dirt.” - Cormac McCarthy, “The Road”

Już pierwsze dźwięki tej płyty skojarzyły mi się z doskonałą książką McCarthy'ego, w której opisuje on wędrówkę Ojca i Syna po zniszczonych nieznanym kataklizmem Stanach Zjednoczonych. Dwaj Amerykanie przedstawiają podobny rodzaj ascetycznego (post)apokaliptyzmu, w którym czytelnik lub słuchacz wyobraźnią zostaje przeniesiony do świata pozbawionego jakiejkolwiek definicji. Steven R. Smith, budując swoje utwory z ambientowych i dronowych strzępów, dzwoniących akordów pianina, field-recordingów czy rozmazujących się gitarowych efektów, prowadzi nas przez obdarte ze słów metropolie, miasta oraz miasteczka i pokazuje drogi, które już nigdzie nie prowadzą i nikomu nie służą. Zaskakująca jest przede wszystkim spójność wizji Smitha, nie tracąca napięcia, nie gubiąca się w dłużyznach. Kolejne dźwięki następują po sobie jak seria obrazów, ulepiona ze snu mistyka: tu działa intuicja. Tu działa „wyższy plan”, którego najprawdopodobniej sam Smith nie ułożył. „Coś” mu musiało pomóc – i obojętnie co to było, wykonało swoją pracę doskonale. Jedna z najlepszych płyt minionego roku.

1 komentarz:

  1. Fantastyczna płyta. Ale czego można było się spodziewać po twórcy genialnego Tableland :)

    OdpowiedzUsuń