Czy ilość uczuć zleży od czasu w jakim je wypowiadamy? Czy ilość piękna zależy od epickości dzieła? Duet z Boards of Canada udowadnia nam swoim mini albumem - „In a Beautiful Place Out in the Country”; że czas nie gra roli. W niespełna 25 minutowym albumie przekazuje więcej piękna i emocji, niż wielu innych muzyków na ponad godzinnych płytach.
Jest taki film, zupełnie afabularny, jego reżyser - Godfrey Reggio, przez sześć lat skrupulatnie obserwował z kamerą życie w różnych zakątkach naszej planety. Dzieło to nazywa się „Koyaanisqatsi”. W filmie twórca szuka na ziemi specyficznego piękna – płynące światło po skałach, zderzające się chmury, wyglądające jak prześwietlone wodospady, rytmy bruzd ziemi, czy też rytmiczne piękno znajdujące się w oknach wielkich budynków. Ludzie natomiast, jawią się jako absurdalne istoty, biegające z jednego miejsca w drugie. Bez celu. Prawdopodobnie, już do końca życia nie zatrzymają się w tym biegu, by choć chwilę przyjrzeć się otaczającemu nas światu. Koyaanisqatsi – życie bez ładu/ życie zamierające. Oglądając film, mamy wrażenie jakby to jakaś obca cywilizacja, z daleka przyglądała się naszemu światu dostrzegając tego czego my nie widzimy.
Kiedy obejrzałem po raz pierwszy ten film, wywołał u mnie skojarzenia z muzyką szkockiego duetu. Ich muzyka jest podobnie odległa, obserwacyjna. Jednocześnie jest dla mnie takim muzycznym poszukiwanie pięknych obszarów, których na co dzień nie dostrzegamy. Tak jakby muzycy wyłączyli się z tego cywilizacyjnego biegu, by przyjrzeć się/wsłuchać się w świat, a swoje obserwacje postanowili zamienić w dźwięki.
„In a Beautiful Place Out in the Country” jest wzruszające, senne, pozwalające nam „odpłynąć”. Jednak by zapoznać się z tym krótkim dziełem, trzeba skupienia i chęci wejścia w świat szkockiego duetu.
Nie bez powodu porównuję film do muzyki Boards of Canada. Muzycy nie ukrywają swojej fascynacji filmem, szczególnie tym dokumentalnym. Nazwa duetu wzięła się z wytwórni filmów dokumentalnych - National Film Board of Canada.
W muzyce Boards of Canada, każdy słyszy co innego – jedni ambient, a inni IDM, psychodeliczną elektronikę, czy nawet trip-hop. Jednak muzycy ripostują: „Uwielbiamy dźwięki, które wydają się być zupełnie poza kontrolą” czy „Podczas pisania muzyki zakładamy, że jej przyszły odbiorca jest najbardziej inteligentnym człowiekiem, jakiego można sobie wyobrazić".
Ta EPka nadaje się na każdy czas i okres – można jej słuchać o poranku, w nocy, wtedy kiedy masz doła, albo wtedy kiedy właśnie osiągnąłeś coś bardzo ważnego i wartościowego.
Pisząc o tym albumie zastanawiałem się czy na pewno ten tekst będzie recenzją. A może właśnie tworzę nowy gatunek publicystyki – recenzję bezkrytyczną. Bo „In a Beautiful Place Out in the Country” stało się jednym z moich ukochanych albumów z szeroko pojętej elektroniki. I nawet nie próbuję być obiektywnym. Dla mnie bomba, strzał dziesiątkę. Czyste piękno. A wy, jeśli jeszcze nie znacie albumu – wsłuchajcie się i najlepiej obejrzyjcie również „Koyaanisqatsi”!
niedziela, 17 maja 2009
Jak być kosmitą
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz