czwartek, 7 maja 2009

Samotność w teksasie



Na co dzień, sąsiedzi znienawidzonego przez wszystkich Prezydenta Busha (na dzień dzisiejszy spokojnie mogą mu powyrywać kwiatki z ogródka, bo teraz może już im skoczyć), w nocy, nieokiełznani i szaleni metalowcy. Od wydania ostatniego długogrającego krążka Teksańczyków minęło sporo czasu, bo przeszło 8 lat. Mowa tutaj oczywiście o "Adagio", która w środowisku metalowym zyskała już status płyty kultowej. Nie oszukujmy się, ale 8 lat to kawał czasu i niektórzy pewnie porzucili już wszelką nadzieję na jakiś nowy materiał, ale jednak Lowe i spółka zaskoczyli i to bardzo dobrym materiałem.


Zacznę od okładki. Czy wyobrażacie sobie, żeby na okładce doom metalowego wydawnictwa znalazł się jakiś malowniczy, pełen nadziei i optymizmu obrazek? Jasne, że nie, dlatego też chłopaki postanowili zbytnio nie odbiegać od reguły i zainwestowali w klasyczny zestaw elementów, które powinny zdobić ich okładkę. W moim odczuciu, okładka przywodzi na myśl słynny obraz Caspera Davida Friedricha pt. „Opactwo w dębowym lesie”, zgrabnie wprowadza w klimat krążka, ponury, depresyjny, wisielczy i jest zdecydowanie jego mocnym atutem, ale czy najmocniejszym? Travis Smith odwalił kawał dobrej roboty, osobiście uwielbiam jego prace! Tak na marginesie, zapraszam na jego stronę, można obejrzeć wszystkie okładki jakie wykonał dla wielu zespołów.

Muzyka, no właśnie, bo to ona jest tutaj głównym przedmiotem tejże rozprawki. Całą pompę funebris otwiera blisko 10 minutowy "Scent Of Death". Utrzymany w wolnym tempie, okraszony ciężkim, ciągnącym się riffem, przywodzący na myśl kulturę dalekiego wschodu w towarzystwie wyciągniętego niekiedy do granic możliwości głosu Roberta Lowe na wejściu daje nam do zrozumienia, że obcujemy z dziełem. Nie widzę innego faceta, który mógłby dzierżyć mikrofon w Solitude Aeturnus, Lowe dysponuje magicznym głosem, jednym z ciekawszych na scenie metalowej, momentami słuchając płyty nie wiedziałem czy słucham wokalu czy może wysokiego dźwięku gitary, który ciągnie się i ciągnie w nieskończoność, wysokie rejestry to dla tego Pana pestka! Wokal jest tu mocnym czynnikiem klimatogennym!

Podsumowując, płyta jest pod względem aranżacji, kompozycji i pomysłów bardzo postępowa, rozbudowana, urozmaicona. Dojrzali muzycy nagrali przemyślany krążek, na którym nie brakuje pomysłowych rozwiązań. Przemycanie dalekowschodnich wątków wychodzi im więcej niż rewelacyjnie, nie można narzekać na brak przebojowych gitarowych partii solowych, bo jest ich akurat całkiem sporo i to wyśmienitych. Zdecydowanie opłacało się czekać taki szmat czasu na ten krążek i poczekam drugie tyle jeśli następca „Alone” będzie jeszcze lepszy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz