środa, 29 lipca 2009

Ice "Bad Blood"



Do muzyki z reguły podchodzę bardziej emocjonalnie niż intelektualnie. Jednak po którymś przesłuchaniu albumu „Bad Blood” duetu Kevin Martin - Justin Broadrick natchnęło mnie na pewne przemyślenia. Zastanowiłem się mianowicie – co sprawia, że dany album mi się podoba, bądź czego poszukuję w muzyce. Po stworzeniu ogromnej listy wzorców zdecydowałem się na jeden najważniejszy punkt – możliwość wejścia w wykreowane przez muzyków światy. Nieważne, czy są to mroczne krainy i miasta zdołowanych post-metalowców, buntowniczy świat punków, czy też bezkresne ambientowe pustkowia. Ważne jest to, że mam możliwość wejścia w umysły ludzi, którzy stworzyli dany album. Bardzo rzadko zdarza się, że płyta pochłania, wsysa nas całkowicie; że przeżywamy przy niej pewien odlot. A taki właśnie jest „Bad Blood”.

„Bad Blood” jest drugim i jednocześnie ostatni długograjem duetu Martin – Broadrick pod szyldem Ice. Mimo tego, że obecnie większą popularność zdobył inny, (na ostatnich płytach zbliżający się stylistycznie do ostatniego albumu Ice) projekt tych panów – Techno Animal, mimo to „Bad Blood” (choć trochę zapomniany), wciąż jest albumem rewolucyjnym. Jest to niesamowita fuzja industrialu wpadającego w noise, dziwacznego hip – hopu i wielu innych stylistyk. Tu nie ma ani jednego zbędnego dźwięku!

Jaki jest ten album? Od pierwszego utworu czujemy duszny, pełen furii, niepokojący klimat. Album momentami może się kojarzyć z muzyczną, narkotyczną wędrówką po mieście. Niesamowite rytmy, czasem wręcz plemienne. Utwór „The Snakepit” kojarzy mi się z jakimiś pogańskim obrzędem odprawianym w samym środku jakiś wielkomiejski slumsów.

Muzycy stopniują napięcie, na przemian zwalniając i przyśpieszając rytm poszczególnych utworów. Zachrypnięte wokale raperów często obdarzonych jamajskimi akcentami, tworzą niesamowity transowy i niepokojący klimat.

Czasem jest dynamicznie - jak na „Dusted” czy „X-1” (utwór ten jest jednocześnie świetnym wprowadzeniem w klimat albumu). Potem płyta zwalnia, by wejść w duszne, powolne, mroczne rytmy jak choćby na „Trapped in Three Dimensions”. Są tu też powolne i przygniatające swoim ciężarem kawałki, jak choćby najdłuższy na płycie - „A New Breed of Rat”. Aż w końcu album dochodzi do swojego potężnego, apokaliptycznego końca.

Mam problemy z kończeniem takich tekstów. Nie chcę pisać że „Bad Blood” Ice'a to pozycja obowiązkowa i że Broadrick i Martin są geniuszami, tak samo jak goście których zaprosili do współpracy, bo wydaje mi się że powiedziałem to już wcześniej. Czuję się trochę bezbronny wobec tej płyty, bo ciężko mi oddać to, co ona prezentuje słowami. I niech właśnie to posłuży wam za wystarczającą rekomendację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz