poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Zabijanie sterylności według Palm Desert


Palm Desert to kolejny dowód na to, że scena stoner rockowa w Polsce jednak istnieje i prężnie się rozwija. Powstały w czerwcu 2008 roku zespół, ma już na koncie debiutanckie wydawnictwo Dawn of the Burning Sun. Materiał ten mnie osobiście poraził. Właśnie takiego brzmienia było potrzeba na polskim - za przeproszeniem - rynku. Przed Wami Kamil Ziółkowski, perkusista kapeli oraz producent ich debiutanckiego krążka.

W tym roku ukazało się Wasze debiutanckie wydawnictwo Dawn of the Burning Sun. Powiedz jaką drogę zespół przeszedł od grania pod szyldem Crawl do nagrania pierwszego LP Palm Desert.

Crawl to kapela którą współtworzyłem z obecnym gitarzystą Palm Desert (z Jajem-przyp. wund3k) i jeszcze kilkoma osobami. Graliśmy mieszankę thrashu, jakiegoś core'a i czegoś tam jeszcze. Zagraliśmy wówczas około dziesięciu koncertów ale pod koniec 2007 roku, coś zaczęło się wypalać. Głównie chodziło o problemy ze stabilnością składu, a druga sprawa że każdy miał inne oczekiwania. Jedni chcieli grać szybciej, my z Jajem wolniej i ciężej. Na początku odszedł od nas wokalista Grześ, który obecnie zdziera gardło w znanej kapeli Face of Reality, następnie odszedł basista i tak właśnie Crawl dogorywał. Mnie ostatecznie też znudziła taka sytuacja, więc nie było sensu ciągnąć tego dłużej.

Czyli inicjatywa założenia Palm Desert wyszła od Ciebie i Jaja?

Stoner rock rajcował mnie od 1999 roku, kiedy kupiłem gdzieś na przecenie w Austrii LP Kyuss And the circus leaves town, który mnie absolutnie powalił. Starałem się stworzyć coś w takim stylu, może mało popularnym, ale powoli zaznaczającym się w podziemnym światku polskiego podwórka. Inicjatywa wyszła ode mnie, zacząłem katować gitarzystę Kyussem, który w końcu sam załapał o co chodzi i nauczył się grać w ten sposób. I tak zaczęliśmy sobie pogrywać w Domu Kultury w Obornikach Śląskich. Po kilku próbach dołączył do nas Franek (wokalista) i tak jakoś wszystko w miarę szybko się potoczyło.

Bardzo podoba mi się "piaszczystość" brzmienia Waszego wydawnictwa. Wszystko brzmi bardzo garażowo, bez niepotrzebnej sterylności. Wiem że to Ty zająłeś się produkcją. Powiedz czy było to Twoje pierwsze doświadczenie z bawieniem się gałkami, suwakami i mikrofonami? I dlaczego talerze są tak głośne i długo wybrzmiewają?

W sumie to ja nie kręciłem, a jedynie mówiłem gościowi od nagrywania (nasz kolega Jacek Maciołek), kiedy ma coś zostawić a kiedy coś pokręcić. Po prostu nad tym czuwałem. Co do blach, to fakt - są głośne, może nawet za bardzo ale wypełniają one przestrzeń i zabijają właśnie sterylność. Może lekko przesadziliśmy ale robiliśmy to w pośpiechu i za naprawdę niewielkie pieniądze.

Jesteś zadowolony z ostatecznego efektu, czy jednak teraz z perspektywy czasu chciałbyś coś zmienić w brzmieniu albumu? Czy właśnie ta przestrzeń i garażowość brzmi tak jak powinna?

Nie chcieliśmy nagrywać płyty tylko demówkę i tak należy traktować te nagrania. Na pewno wokale są za cicho, stopa i werbel za cicho, a blaszki za głośno. Możemy to jeszcze zremasterować, gdyż wszystkie ślady są zachowane. Myślałem o tym i jak będzie chwila zmiksujemy to na nowo.

Jak wyglądała praca nad albumem? Czy była to męcząca robota, czy wszystko poszło szybko i sprawnie?

Perkusję nagraliśmy w jeden dzień, gitary w dwa popołudnia może, przestój był trochę z basem i wokalami, ale głównie dlatego, że był to okres przedświąteczny. Potem z kolei nie było terminów w studio i w ten sposób wszystko obsunęło się aż do końca marca. Wiesz, nie było trudno nagrywać, tylko zgadać się kiedy ktoś może coś nagrać. Poza tym nie byliśmy super przygotowani biorąc pod uwagę fakt, że zagraliśmy razem może z dwanaście czy piętnaście prób.

A propos przygotowania. Piszecie wyraźnie o swoich inspiracjach, ale na dobrą sprawę wcale nie musicie. Mnóstwo klasycznych zagrywek z Kyuss czy Unida jest słyszalnych na albumie na porządku dziennym. Wakatan to intro jak Gardenia Kyuss, If only you need a... to dla mnie Muezli Slo Burn. To celowe zabiegi czy po prostu tak Wam samo wychodzi?

Gardenia to dla mnie najlepszy pustynny kawałek jaki kiedykolwiek powstał. Riff i linia perkusji w Wakatan faktycznie są mocno podobne do legendarnego kawałka Kyuss, ale numer ten powstał jakoś na trzeciej próbie, kiedy jeszcze sami poszukiwaliśmy stylu. Gitarzysta zagrał to sam z siebie może nie do końca kojarząc Gardenię, więc tak to już zostawiliśmy, bo fajnie się to po prostu grało. Riff w If only you need a... po jakimś czasie zaczął nam mocno przypominać główny motyw z kawałka Unida If only two... Zastanawialiśmy się wtedy czy w ogóle wrzucać to na płytkę. W końcu jednak zamieściliśmy go na albumie z gwiazdeczką i dopiskiem, że inspirowany jest kawałkiem Unida.

Ostatnio na polskim "rynku" ukazało się sporo wydawnictw z reprezentowanego przez Was gatunku; żeby wspomnieć tylko Luna Negra, Bullshit Baby czy Fifty Foot Woman. Myślisz że to zasługa popularności zespołów pokroju Corruption i Black River czy po prostu stoner robi się popularny "sam z siebie"?

Z opóźnieniem piętnastoletnim, ale jednak stoner rośnie w siłę. Myślę że Corruption nie gra stricte stonera w rozumieniu sceny Palm Desert, a Black River to nawet praktycznie nie słyszałem. Bardziej zbliżony klimat do naszego mają takie kapele jak Elvis Deluxe czy Oregano Chino. Na tą chwilę w pustynnym klimacie jest jeszcze Luna Negra i my właśnie. Kapele pokroju Fifty Foot Woman czy Jack Daniels Overdrive, grają trochę w innym stylu, innej, cięższej odmianie stonera. Bardziej jak Down czy Orange Goblin. Oczywiście bardzo szanuję te kapele, grają kawał dobrej muzy. Jak wcześniej wspomniałem my gramy desertową odmianę stonera.

Racja, ale jednak brzmienia ogólnie uznane za południowe to tak Down jak i Kyuss. Więc po prostu bliżej wam do stoner rocka z Palm Desert tak?

Dokładnie, ten klimat bardziej nam odpowiada.

Z bio na myspace wyczytałem że w lipcu tego roku zawitaliście do studia by nagrać następcę Dawn of the Burning Sun. Czy wybraliście po raz kolejny Oborniki Śląskie i ile materiału jest już nagrane? I oczywiście kiedy możemy się spodziewać premiery krążka?

Nagrywamy w tym samym miejscu. Na początku lipca nagraliśmy perkusję, gitary i część basów. Od tamtego czasu mamy przerwę spowodowaną wakacyjnymi wyjazdami poszczególnych członków jak i brakiem terminów w naszym studio. W najbliższym tygodniu ruszamy jednak ponownie, zaczynamy nagrywać wokale i chcemy zamknąć całość i wydać ją maksymalnie 20 września. Materiał nosił będzie tytuł The Highest Fuel Level i będzie na nim 10 numerów, w naszej opinii lepszych i bardziej zróżnicowanych niż na poprzedniej płycie. Myślę że zamieścimy w przyszłym tygodniu już ze 2 numery na naszym myspace w wersji jeszcze surowej.

Brzmienie zostanie takie jak na debiucie czy szykujesz jakieś nowe smaczki i niespodzianki?

Brzmienie gitar będzie podobne, z tym że gdy ostatnio nagrywaliśmy wiosła leciały one na jednym brzmieniu, sam przester bez innych efektów; w tej chwili użyliśmy jakichś kaczek, flangerów czy innych cudów by brzmienie urozmaicić. Pojawi się nawet gitara akustyczna. Chcemy także mocniej wyeksponować bas, po na poprzednim materiale brzmiał on bardzo słabo i mało wyraźnie. Z perką również postaramy się poczynić jakieś zmiany. Nie będziemy eksponować już tak blach a skupimy się na większej słyszalności werbla i stopy. Na pewno brzmienie będzie bardziej klarowne.

A propos brzmienia gitar...opowiedz o sprzęcie na jakim gracie. Ciekawi mnie na czym uzyskujecie takie zapiaszczone brzmienie. Czy to zasługa tylko produkcji czy instrumenty też jakoś są do tego przygotowywane? Chodzi mi o tuning gitar, użyte w nagraniu wzmacniacze, twoje talerze, czyli to co tworzy prawdziwie pustynne brzmienie.

Hmm...ciekawe pytanie. Tak naprawdę to brzmienie gitary uzyskujemy z przesteru, który wbudowany jest w piec. To zwykły tranzystor Randalla, nie ma tam żadnych sztuczek - naturalna barwa plus obowiązkowe strojenie się do "C". Sam byłem w szoku po pierwszym nagraniu, że za pomocą zwykłego pieca dostępnego dla każdego amatora grania możemy uzyskać brzmienie właśnie takie o jakie nam chodzi. Jeżeli chodzi o blachy to używam talerzy Paiste, formuł 2000 i 2002 i to właśnie Paiste'y najbardziej odpowiadają mi brzmieniowo. Tak właśnie, bez żadnych czarów i sztuczek powstaje nasze brzmienie.

Jaką widzisz przyszłość w Polsce dla zespołów takich jak Palm Desert? Bat Scull Fuck Dick records chyba nie płaci najlepiej, a nagranie materiału i jego wydanie jednak kosztuje. Myślisz że któraś z naszych major labels w końcu zainteresuje się pustynnym graniem?

Jeżeli chodzi o Bat Scull Fuck Dick to jest to raczej coś na zasadzie zrzeszenia kilku osób w Obornikach Śląskich i jest to jedynie logo pod patronatem którego dla własnej radochy i za własne pieniądze wydajemy nasze nagrania. Jest tam jeszcze O.D.R.A czy Strike the Match, w których też udzielam się perkusyjnie. Myślę, że Polska generalnie jest krajem w którym ciężko jest żyć z muzyki, a na pewno z tak niszowego gatunku jakim jest stoner rock. Myślę jednak, że spokojnie jest szansa żeby kapele typu Luna Negra czy Fifty Foot Woman wydały płytki w jakichś niezależnych wytwórniach i sprzedawały je w jakimś przyzwoitym jak na nasze warunki nakładzie. My też oczywiście chcielibyśmy wydać profesjonalnie nasz materiał, bo na tą chwilę stosujemy po prostu metody chałupnicze. Wszystko robimy sami, a samo nagranie też mogłoby zostać zarejestrowane lepiej, na przykład bez wpadek instrumentalnych jak i brzmienia sekcji rytmicznej. Jeżeli chodzi o jakiś Label, to w zasadzie nie jestem mocno zorientowany, która wytwórnia jest najbliższa wydawania tego typu muzyki, mam nadzieję jednak, że coś się ruszy.

Wspomniałeś o O.D.R.A. Szczerze mówiąc niedawno dowiedziałem się że to również projekt w którym się udzielasz. Co to za historia?

O.D.R.A to projekt pięciu znajomych, z których tak naprawdę tylko ja mam jakieś doświadczenia koncertowe. Gramy sobie dla radochy, materiał też nagraliśmy jedynie dla własnej przyjemności i szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się, że może on się podobać tak wielu osobom. Myślimy teraz nad jakimiś koncertami, dostaliśmy wspólne zaproszenie (Palm Desert + ODRA) na 2 koncerty do Warszawy. Jak wszystko pójdzie dobrze to zawitamy do stolicy w październiku. O.D.R.A to projekt inspirowany głównie kapelami typu Eyehatehod czyli w zamierzeniu chcieliśmy grać sludge, a wyszła z tego jakaś fuzja różnych klimatów muzycznych.

Pewnie w natłoku obowiązków nie masz dużo czasu na odkrywanie muzyki, ale powiedz co ostatnio cię muzycznie postawiło do kąta i co mógłbyś polecić czytelnikom?

Tak naprawdę, to nie słucham żadnych nowych rzeczy, jestem wierny starym upodobaniom. Słucham rzeczy od U2 począwszy poprzez kapele jak Pearl Jam, Alice In Chains, Machine Head, Kyuss, Led Zeppelin, Sepultura na Slayerze skończywszy. Żadna z nowych grup nie zachwyciła mnie ostatnimi czasy, być może dlatego, że nie staram się za dużo wynajdywać. Jestem raczej wierny moim klasykom. Śledzę oczywiście rozwijającą się scenę stonerową w Polsce - w tej chwili to mnie interesuje najbardziej.

Na koniec powiedz kiedy i gdzie będzie można w najbliższym czasie zobaczyć i usłyszeć Palm Desert? Zawitacie na Stoner Ceremony w listopadzie w Progresji?

Na Stoner Ceremony nie dostaliśmy zaproszenia, może w przyszłości jeżeli odbędzie się jakaś kolejna edycja to tam zagramy. Dziewiątego i dziesiątego paździenika mamy wystąpić wspólnie z Vagitarians na dwóch gigach - Warszawa i Tomaszów Mazowiecki. Mamy też już zaplanowanych kilka występów we Wrocławiu, staramy się również o koncert w Poznaniu - prawdopodobnie ze Snake Thursday. Chcielibyśmy również zorganizować stoner fest we Wrocławiu, chętnie przyjedzie do nas Luna Negra i Vagitarians właśnie. Jest tego trochę, plany koncertowe można znaleźć u nas na myspace. W październiku zamierzamy się zabrać do roboty i bardziej promować naszą muzę, tam gdzie tylko się da.

Wielkie dzięki za rozmowę

To ja dziękuję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz