poniedziałek, 21 września 2009

Queen Adreena - Djin


Będę brutalny. Courtney Love niewiele w swoim życiu zrobiła. Trafnie wyszła za mąż, pokazała parę razy cycki na koncercie, spasła się, miała parcie na skandale, pomogła wypłynąć jednej utalentowanej basistce i kompozytorce, dotknęła do żywego Reznora i została uznana za królową ciężkiego rocka. Otóż nie. Królowa jest gdzie indziej.

Fala grunge`u i tego typu ciężkiego grania dotarła do Wielkiej Brytanii ze zrozumiałym opóźnieniem. Był sobie zespół, który namieszał – Daisy Chainsaw. Grupka młodych, nieco dziwnych ludzi podążających za zupełnie zwariowaną wokalistką, niejaką Katie Jane Garside. W skrócie ujmując – zespół nagrał bardzo dobrą płytę (Eleventeen, 1992), było głośno, szczęście nie trwało długo, drogi panów z wokalistką się rozeszły, nagrali drugą płytę z inną osobą za mikrofonem (For They Know Not What They Do, 1994). Zespół niedługo potem się rozpadł. Gitarzysta i główny kompozytor, Crispin Gray szukał swojej drogi w różnych składach, w końcu dogadał się znowu z panią Garside i w 2000 roku wydali rewelacyjne Taxidermy pod szyldem Queen Adreena. Było trochę problemów ze składem, ale Gray i Garside stali się nierozłączną parą, nawet jeśli ona okładała kolegę pięściami, kopała, przewracała, wyrywała włosy na scenie.

W dziesiątą rocznicę założenia Queen Adreena zespół wydaje długo oczekiwany album – Djin. Skład wydaje się najmocniejszy od lat. Już chyba na dobre za perkusją zadomowił się Pete Howard, który miał przyjemność załapać się w 1983 jeszcze do kultowego The Clash. Jest już trochę wiekowy, ale w niczym to nie przeszkadza. A na basie młoda i ponętna Nomi Leonard, która jeszcze parę lat temu dowodziła ekscentryczną załogą popaprańców z Wendykurk.

Tyle jeśli chodzi o kwestie zapoznawcze. Co można powiedzieć o płycie? Rewelacyjna. Świetna. Do postawienia obok genialnego Drink Me (2002). Już od pierwszych dźwięków słychać, że Crispin wrócił do swoich ciężkich, mięsistych riffów na dziwnie nastrojonej gitarze. Nie żeby The Butcher and the Butterfly (2005) było płytą złą; owszem inną, ciekawą, poszukującą, ale... Ten czad... Trudno opisać. Wokale pani Garside również jak zwykle świetne, aż dziw bierze, że tak drobna kobieta potrafi w ten sposób ryknąć i zaraz potem śpiewać zupełnie czysto. Sekcja rytmiczna niczego sobie, bardzo pasuje mi granie panny Leonard (co ciekawe w Wendykurk działała na gitarze). Basu jest dużo, jest głośny, charczący, przyjemny. W ogóle Gray i Leonard wydają się doskonale rozumieć muzycznie, objawia się to w ich pobocznym projekcie - The Dogbones (w zespole oni i dwóch perkusistów).

Otwierający album „year (of you)” brzmi potężnie, majestatycznie, z pewnością rozbudza apetyt, chyba chodziło o stworzenie podobnego wrażenia jak w utworze „suck” z poprzedniej płyty. „Angel” i „killer (tits)” rozpędzone, nośne, wpadające w ucho. „Night curse” pierwszy spokojniejszy utwór, akustyczny, dużo lepszy od podobnym propozycji z poprzedniej płyty. Lubię sobie nucić obok pani Garside refren: no i don’t know what to do / do you know what to do / i don’t know what to do / you do? do you? „You (don’t love me)” utwór stworzony właściwie wokół basu i głosu pani Garside, głosu, który wydaje się nie starzeć. Te jęki, szepty; niesamowite wyuzdanie głosowe. Zamykający płytę „come down” z kolei potraktowany został bardziej jako żart.

Queen Adreena pozostaje względnie mało znana. Głównie ich popularność opiera się na Wyspach, Francji i Japonii. Nie wiem, czy to dobrze, zasłużyli na znacznie więcej, ale pasuje im taka postawa outsiderów. Aż się chce spakować i pojechać do Londynu na koncert. Trudno mi ich sobie wyobrazić grających gdzieś w Polsce. Po prostu. Djin uważam za cholernie udaną płytę. Może nieco jej brakuje do Drink Me, które było albumem absolutnym i natchnionym, ale powodów do czepiania też nie ma. Kierunek rozwoju w zupełności mi odpowiada. Nawiązując do pierwszego akapitu – królową tego typu grania i okolic jest właśnie Katie Jane Garside, która do nieszczęsnej Love bywa niekiedy porównywana, nawet jeśli tamten etap muzyczny mają dawno za sobą. Cóż.

now i`m lying here
must not flicker or move
write it down every time it happens to you
punch drunk brain dead down on the floor
back on my knees
you got me begging for more

1 komentarz:

  1. a propos pierwszego akapitu... ma na swoim koncie kilka dobrych ról filmowych. naprawdę niezłych.

    OdpowiedzUsuń