sobota, 3 października 2009

Wardruna – Runaljod – Gap Var Ginnunga


Lubię, gdy muzycy kojarzeni z black metalem podejmują się stworzenia czegoś w innej stylistyce. Miło patrzeć na ich przemianę, jak zrzucają swoje krzykliwe oblicze i zaczynają poruszać się w zupełnie odmiennej przestrzeni. A niekiedy ujawniają się wśród nich naprawdę ciekawe i utalentowane jednostki, swobodnie odnajdujące się w różnych formach ekspresji.

Tak właśnie dzieje się w przypadku projektu Wardruna, w którego skład wchodzą: Kvitrafn (tj. Einar Selvik; związany niegdyś z Gorgoroth, aktualnie udzielający się w Jotunspor) odpowiedzialny właściwie za wszelkie dźwięki zawarte na tym wydawnictwie, a swojego głosu udzielają: Gaahl (Kristian Eivind Espedal; również rozpoznawany głównie ze względu na lata spędzone w Gorgoroth) i Lindy Fay Hella. Zespół wspomaga również Hallvard Kleiveland, Erlend Gjerde, Egil Furenes, Arne Sandvoll.

Gap Var Ginnunga jest, jak rozumiem, pierwszą częścią trylogii o nazwie Runaljod. I co tu mamy? Dźwięki rogów, skrzypce (czy coś na ich kształt), bębny, niekiedy dziwne instrumenty oraz rytualne śpiewy (w tym chóry, deklamacje, itd.). A żeby jeszcze bardziej poczuć przywiązanie naszych muzyków do matki ziemi – wiatr, deszcz, płynąca woda, a nawet ćwierkająca fauna. Można dać się porwać się temu porwać. Bardzo, bardzo przyjemne.

Muzyka na tej płycie, jak i na zapowiedzianych, ma interpretować runy Starszego Futhkarku. Chodzi u o najstarszą wersję alfabetu runicznego, sięgającą starogermańskich plemion. Oficjalnie uważa się, że ten alfabet przywędrował z okolic Italii czy dokładnie Alp. Oczywiście uległ po drodze modyfikacji. Jednak nasi muzycy wolą pewnie wersję mitologiczną; mianowicie alfabet ten mieli ich praojcowie otrzymać bezpośrednio od Odyna (bóg wojny, mądrości, poezji, magii, itd.). Tego samego Odyna, który poruszał się po zaświatach na ośmionożnym koniu... I lubował się, gdy jego wierni wieszali masowo ludzi na drzewach. Taki zarośnięty wojownik mógł sobie inskrypcję odpowiednią zafundować na statku, tarczy, toporze czy czymś innym, co dawało mu siłę, ochronę, odwagę, cokolwiek. Zresztą dziś uważa się, że działania mają one wszelakie.

O czym śpiewają? Nic prostszego, proszę zobaczyć:
Laukr er vann
tårar frå auge
foss frå fjella
draup frå isen
vågar på vatn

W bardziej przystępnym dla nas języku znaczy to tyle co:
Laukr is water
tears from the eye
waterfalls from mountains
drops from the eyes
waves on the sea

I przez cały utwór towarzyszy nam dźwięk płynącej wody.

Żeby taka runa zechciała „działać”, należy ją rzekomo poddać działaniu (tzn. naładować mocą) czterech żywiołów. Stąd, wyżej wspomniana, bliskość z naturą. I tyle jeśli chodzi o bardzo płytki, i bardzo niekompletny wstęp do run. Wracając do muzyki – ciekawa, oryginalna i przyjemna. Może w jakimś stopniu magiczna. Polecam tym, którzy chcą spróbować czegoś bardziej egzotycznego. Oby z następną płytą uporali się szybciej niż z tą (pracowali nad nią 6 lat).

3 komentarze:

  1. Bardzo, bardzo przyjemny materiał, w życiu nie słyszałem takiego czegoś. Podobno bardzo dobry jest także Huun-Huur-Tu, mam zamiar sprawdzić w najbliższym czasie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Magiczne i niesamowite nagranie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. nooo nieźle wciąga, dla mnie bomba

    OdpowiedzUsuń