środa, 4 listopada 2009

Slayer - World Painted Blood


Od ostatniego albumu Slayer upłynęło już 3 lata. Niespokojne lata, pełne oczekiwań i pytań związanych nie tyle z kondycją zespołu (Christ Illusion uciszyło malkontentów), ile z jego przyszłością. Pojawiające się plotki o pożegnalnym albumie i o odejściu na emeryturę zelektryzowały fanów. Nie wiem czy World Painted Blood jest albumem pożegnalnym. Wiem że jest jedną z lepszych pozycji w dyskografii Pogromcy. A jeśli ci młodzi 50-latkowie odejdą na emeryturkę, thrash straci bardzo dużo i już nigdy nie będzie tak ekstremalny jak thrash wg Slayer.


Album otwiera kawałek tytułowy, który od pewnego czasu był dostępny do odsłuchu na myspace zespołu. Wojskowe, marszowe tempo a po minucie riff. Szybki, drapieżny, któremu dodatkowo Tom nadaje mocy szybkim śpiewem. Tego brakowało nam ostatnio – szybkiego „wyszczekiwania” sylab a`la Dittohead z Divine Intervention. Na World Painted Blood, mamy tego manewru pod dostatkiem. W połowie utwór zwalnia, Kerry i jego tremolo mają głos, oddalające się dźwięki przechodzą w wolny, ciężki riff, a Tom po prostu mówi. Przypomina się końcówka Mandatory Suicide? I dobrze, tak ma być. Numery 2 i 3 (Unit 731 i Snuff) to odpowiednio patenty z Divine Intervention i Seasons in the Abyss. Unit 731 to po prostu szaleństwo od początku do końca, opętany szybki riff i Lombardo, któremu – tak jak kiedyś – starcza pół sekundy na wciśnięcie przejścia. Jeśli otwieracz wystraszył co niektórych zwolnieniami w środku, to teraz już będzie dla nich idealnie. Podobnie ze Snuff. Album otwierają solówki obu gitarzystów, rozpędza się riff by w jednostajnym szaleństwie doprowadzić nas do końcowego krzyku Toma: Murder is my future!

Przywołuję Divine Intervention i będę robił to dalej, gdyż z tego albumu jest tu najwięcej patentów. Nawet brzmienie kawałków jest podobne w sensie producenckim. Surowo, bez chirurgicznej precyzji. W obecnych czasach jest to zaleta, ale fanom Diabolus In Musica, czy God Hates us All, może zabraknąć efektu przysłowiowego „wgniecenia w fotel”. Pomimo to, jest to kawał bezkompromisowego thrashu, bez zbędnej ilości ozdobników czy zwolnień. Jeśli takowe są, to zawsze w świetnym stylu i dodające utworowi głębi. Jak na przykład w utworze tytułowym czy dalej w las: w Beauty through order czy Hate Worldwide.

Jedźmy dalej. Wspomniany Beauty through order zaczyna się wolno niczym utwór tytułowy z Divine Intervention. W takim tempie zespół prowadzi nas, hipnotyzuje ciężarem i wprowadza niespokojną atmosferę. Po 2 minutach wszystko wubucha. Szalony riff i nawiedzone jak zwykle solo Kerry`ego oraz genialny podkład Jeffa, sprawia, że ciarki przechodzą po plecach. Ten kilkunastosekundowy riff to jeden z lepszych momentów na płycie. Później znów zwolnienie i ten opętany riff wraca na koniec utworu. To granice thrashu.

Hate worldwide – miał to być utwór tytułowy, wyszło jednak inaczej. Popis wytrzymałości organizmu Dave`a, bardzo szybki śpiew Toma i zwolnienia w refrenie, dodające utworowi klimatu. Następny utwór (Public display of Dismemberment) otwiera bardzo ostry riff i do tego Dave bije blasty! Fani tego zabiegu w Supremist z poprzedniego albumu będą zadowoleni tym bardziej, że w tym utworze perkusyjne „jedynki” pojawiają się tu aż trzykrotnie. To chyba starczy jako zapewnienie o szybkości i agresywności utworu.

Human strain to najwolniejszy utwór na płycie, ale przy tym najbardziej niepokojący. Wolne riffy i jadące non stop dwa taktowce. Świetny numer, pomimo że nie typowo thrashowy. W połowie kawałka zostają już tylko bębny, zawodzenie Toma i pojedyncze nuty gitary, które tworzą rewelacyjny nastrój. Americon to prosty kawałek. I niestety prosty, w tym wypadku znaczy też słaby. Chciałbym coś miłego o nim powiedzieć, ale „łupana” perkusja i riffy cały czas te same nie pozwalają mi na to. Na uwagę zasługuje jedynie dobre solo Jeffa.

Psychopathy Red to pierwszy kawałek jaki było nam dane poznać, gdyż wypłynął stosunkowo szybko po premierze Christ Illusion. Cóż o nim powiedzieć, skoro wszyscy go znają? Wścieklizna to wystarczający opis tak do muzyki jak i do chorego tekstu autorstwa Kinga.

Dwa ostatnie tracki Playing with Dolls i Not of this God, to dobre podsumowanie albumu. Wolny i klimatyczny pierwszy, z przyśpieszeniem i świetnym solówkami w końcówce, oraz agresywny Not of this God, który zamyka album. Co teraz? Wstać, wyjąć płytkę, ucałować i przeprosić. Oni ciągle to mają.

Już pojawiły się głosy że zespół szedł w dobrym kierunku PRZED tym albumem. Że nie ma ognia, że za mało basu w i że nie kolejny Christ Illusion czy God Hates us All. Ciężko polemizować z takimi argumentami. Christ Illusion było naprawdę dobrym albumem, szczególnie patrząc przez pryzmat łubudubu, jakim było GHuA. Ale że porównuje się albumy do najlepszych pozycji w dyskografii, a nie do słabych, muszę powiedzieć że World Painted Blood w porównaniu z Seasons In the Abbys czy Divine Intervention wypada doskonale. I TO jest rekomendacja.

2 komentarze:

  1. Chyba najbardziej kontrowersyjny album w dyskografii Slayera jeśli chodzi o opinie. Jedni - z Wund3kiem - widzą jedną z najlepszych płyt zespołu, drugich przytłacza ciężar rozczarowania. A ja jeszcze się nie ustosunkowałem do żadnej z tych pozycji. Naprawdę, sam nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  2. faktycznie. masa podzielonych opinii. ale na pewno ma to związek z brzmieniem poprzednich albumów. bo muzycznie jest ten album NIEPOKONANY.

    OdpowiedzUsuń