poniedziałek, 14 grudnia 2009

Grammal Seizure – Dedicated to COUM and TG


Każdy ma prawo do wyznawania tego, co chce. Kierowania modłów i pokłonów w kierunku wybranego bóstwa. Zwłaszcza jeśli za istoty boskie robią w tym przypadku muzycy kultowego Throbbing Gristle. Tę wiarę w pełni rozumiem i bezapelacyjnie popieram.

Wszystko pięknie, nawet Erik Stanger zaimprowizował u siebie w domu ołtarzyk dla Genesisa P-Orridge i reszty załogi (zdjęcie poniżej), ale muzycznie nie jest już tak błogo. W końcu to niemal w najczystszej postaci Tribute to..., czego nie jestem zwolennikiem. Tutaj znalazły się jedynie trzy utwory, z których, jak rozumiem, pierwszy odwołuje się do prehistorycznej tradycji grupy COUM (zresztą o tytule „COUM transmission”), drugi to cover mało znanej piosenki TG („weapons training”) i na końcu luźna wariacja pod tytułem „1975 death factory”.

Twórca Grammal Seizure już wcześniej zabierał się za przerabianie twórczości swoich idoli. Wtedy padło na popularny i powszechnie rozpoznawany przez fanów industrialu „discipline” i chociaż utwór wydaje się nie do spieprzenia, relatywnie prosty i nośny dzięki swojemu rytmowi, to Erik nie podołał do końca. Jego wersji brakowało magii, co w sumie ciężko uważać za pełnoprawny zarzut, po prostu nie każdy może być panem P-Orridgem. Nie ta charyzma, pomysłowość, szaleństwo w oczach i w głosie. Piosenki zawarte na Dedicated to COUM and TG sprawiają wrażenie nagrywanych na kolanach (też trochę na kolanie). To już akurat niedobrze.

Pierwszy utwór to bezkompromisowe tępienie słuchu, jednak gdyby nie podpis to nie skojarzyłbym do kogo ma to nawiązywać. Ostatni z kolei też niewiele wnosi i raczej odsyła słuchacza do Death camps (2009) niż nieobliczalnych Brytyjczyków. Status „można się zapoznać” nadaję „weapons training”. W pierwotnej wersji była to minutowa wariacja wokół testowania różnych broni. Męski głos obwieszcza, co zaraz wypróbują i pada seria strzałów. Następnie wchodziły typowe dla TG dźwięki budujące klasyczny wręcz nastrój grozy i wojennego wypaczenia. Wersja grammalowska całkiem konstruktywnie rozwija ten pomysł: od pierwszej sekundy pisk, typowe noiseowe odgłosy i nieco wycofany głos skoncentrowany na kwestiach militarnych. Brzmi to całkiem przyjemnie.

Dla kogo to wydawnictwo? Dla zagorzałych fanów Throbbing Gristle, którzy są ciekawi w jaki sposób różni twórcy oddają hołd ich idolom. Ktoś jeszcze? Może też dla fanów Grammal Seizure, jeśli tacy w tym kraju są. Materiał tradycyjnie w tym przypadku tu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz