Wiesz, że nie czuję już Nic. To wszystko przez Ciebie i chcę, żebyś to wiedziała. Każdy dzień, każda chwila w twoim życiu ma przypominać mi o moim nieistnieniu. Jesteś jak Rzeka zamieniona w ściek – nie da się tego cofnąć. Niech będzie to mój prywatny Spleen, piekło, które mi stworzyłaś było dla mnie domem. Wiesz jak to jest, gdy zasypiasz otoczony spazmami rozkoszy, a budzisz się rozhisteryzowana? Ja tak miałem i dlatego piszę teraz te słowa. Potraktuj to jak bardzo wiele znaczący (Czyn)gest. Zrobiłem to, bo nie było już innego wyjścia. Od niektórych rzeczy nie da się uciec, nie można się z nimi pogodzić. Ta śmierć, to Rany krzyk, który jest tylko dla ciebie…
Tymi słowami zespół wita się ze swoimi słuchaczami we wkładce albumu. Pozostaje nam się jedynie domyślać do kogo skierowane są te słowa i jak się okazuje, ów wypowiedź ma swojego rzeczywistego adresata. "Gyne" to ekspozycja uczuć człowieka pogrążonego w rozpaczy, doprowadzonego na skraj życia. Wszystkie liryki mocno wirują w okół śmierci, autodestrukcji, żalu. Wokalista zespołu, Marcin świetnie rysuje ramy całego lirycznego konceptu:
Zaczęło się od kawałka "Rany Krzyk". Po śmierci bliskiej osoby, napisałem ten tekst, by pokazać, że śmierć może dać nauczkę, może krzyczeć i naprawić osoby żyjące. To była głupia śmierć, która nie powinna była się zdarzyć. Może kogoś czegoś nauczyła. Mając już ten tekst, wymyśliłem historię zmyśloną, która doprowadziła do tego kawałka. Najważniejsze było, aby śmierć coś pokazała. W "Gyne" pokazała rozpacz bohatera i miała naprawić kobietę, o której jest cała płyta.
Phobh to kolejny przedstawiciel matematycznego grania na naszej rodzimej scenie. Z pewnością to co ich odróżnia to teksty w języku polskim, chociaż gdyby spojrzeć daleko wstecz, Kobong zrobili to pierwsi. Lubię krzyczane wokale, ale te zawarte na "Gyne" kompletnie do mnie nie trafiają, a jedynie drażnią i powodują, że mam ochotę wcisnąć "stop". Są całkiem ciekawe momenty, gdy czasami w tle pojawia się pół-szeptany głos albo czysty śpiew jak np. w "Nic", ale po za tym, niestety lipa. Kurcze, nie chciałbym być brutalny w swojej ocenie, ale nie kupuję tego. Kompozycje Phobh nie przemówiły do mnie. Nie ma w tym ani ładu ani składu, wszystko brzmi z lekka chaotycznie i chyba nie do końca przemyślanie, pomimo tego, że od strony produkcyjnej nie ma jakichś rażących uchybień, to brakuje czegoś, żeby przykuć uwagę słuchacza. Gitary brzmią bardzo mięsiście, cały ciężar jest bardzo wyważony; brudny, niski bas ciągnie wszystko, ale jednak całość nie chwyta tak jak powinna.
Gdzieś po drodze coś chyba jednak się wykoleiło i całość się nie obroniła. O ile wszelakie dziwy muzyczne, eksperymenty i różne wariacje, bardzo lubię, ich wizja muzyki do mnie niestety nie przemawia. Pomysł na liryczną warstwę kupuję, jest jak najbardziej przemyślany, ale reszty niestety nie. Nie mniej jednak życzę im wszystkiego dobrego na muzycznej drodze życia, to zawsze lepiej jak w miejsce dwóch plastikowych formacji taneczno-wokalnych pojawi się taki Phobh, który miejmy nadzieję przy nagrywaniu kolejnego materiału (a z tego co wiadomo, jest już prawie gotowy) przemyśli parę spraw i zaprezentuje coś bardziej interesującego. Wiem, że "Gyne" spotyka się z pozytywnymi opiniami, dlatego też nie zniechęcajcie się czytając tą recenzję, bo to tylko i wyłącznie subiektywna opinia recenzenta.
niedziela, 6 grudnia 2009
Phobh - Gyne
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz