sobota, 9 maja 2009

Dyskoteka na kwasie albo jak wracać do domu



Duża, obskurna piwnica. Hipnotyczne, czerwone światło, rozbijające półmrok. W jednym krańcu sali prowizorycznie zainstalowany barek. Skórzane czarne kanapy, które w tym oświetleniu idealnie pasują do miejsca. Wszystko jest odrealnione. Po klubie kręcą dziwne typy. Co pewien czas ktoś wykrzykuje opętańczo jakiś monolog. Głośno puszczona muzyka uderza, szumi, wibruje i bije po uszach.

Takie obrazy stawały mi przed oczami, kiedy słuchałem pierwszej połowy płyty „Brotherhood of the Bomb” duetu Justin Broadrick i Kevin Martin, znanego jako Techno Animal. Projektu łączącego w sobie industrial, noise, hip-hop, breakbeat (inspiracje muzyczne mógłbym, zapewne jeszcze długo wymieniać). Jednak panowie popisując się erudycją muzyczną, tworzą zupełnie oryginalne i autorskie dzieło. Mógłbym długo pisać o tym albumie odnosząc się do różnych gatunków muzycznych, jednak nie chodzi tu o łatki, tylko o samą jakość, jaką prezentuje. A muszę przyznać że stoi ona na wysokim poziomie.

Lubię albumy „filmowe” i nie chodzi mi tu bynajmniej o soundtracki, po które bardzo rzadko sięgam. Myślę raczej o płytach, podczas słuchania których, przed oczami pojawiają się gotowe sekwencje filmowe. „Brotherhood of the Bomb” jest zdecydowanie takim albumem. Kiedy słucham początku płyty wyobrażam sobie, zagubionego młodego człowieka, który przypadkiem trafiła do opisanego wcześniej klubu. Uderza go ściana hałasu i szumu prowadzącego do transu. Na początku nie może się przyzwyczaić do miejsca w którym się znalazł. Może jest to jakiś japiszon, który pomylił uliczki. Może mały chłopaczek, który powiedział rodzicom że nocuje u kolegi. Jednak wraz z rozwojem płyty ta osoba coraz bardziej oddaje się muzyce, by w końcu ulec hałaśliwemu szaleństwu.

W drugiej części płyty wybrzmiewa nocny powrót do domu. Po drodze nasz bohater postanawia zwiedzić miasto. Po niepokojącej atmosferze klubu, nie ma ochoty wracać do codziennego życia. Zapuszcza się w coraz bardziej nieznajome i podejrzane rejony.

Z twórczością Techno Animal zetknąłem się już wcześniej, za sprawą albumu „Techno Animal Vs. Reality”. Jednak nie mogłem w tym albumie znaleźć jakiegoś punktu zaczepienia. Zaciekawił mnie, ale nie miałem ochoty wracać do tej płyty. Krótko potem natknąłem się na bardzo pozytywne opinie o „Brotherhood of the Bomb”. Na dodatek przeczytałem, że do jednego utwory rapuje Dälek, którego bardzo lubię i cenię. Stwierdziłem więc, że warto temu duetowi dać jeszcze jedną szansę. Była to bardzo dobra decyzja.

Mogło by się wydawać że „ Brotherhood of the Bomb” jest albumem o wszelkich znamionach wybitności. Niestety muzykom zbrakło trochę siły. Lwia część płyty to kawałki wgniatające w ziemię. Jednak pojawiają się też utwory, bez których album prezentował by się lepiej. W „Freefal”; napięcie opada. Natomiast „Piranha” już zupełnie nie pasuje mi do ogólnego klaustrofobicznego nastroju albumu.

Jednak mimo moich narzekań, mamy do czynienia z albumem bardzo dobrym, momentami nawet świetnym, z którym na pewno warto się zapoznać (jeśli lubi się takie eksperymentowanie) i poświęcić więcej czasu.

1 komentarz:

  1. Według mnie jeden z ciekawszych albumów roku 2001, który to ostatnio nieźle magluję :) Opener wbija w ziemię, genialny kawałek.

    OdpowiedzUsuń