środa, 23 września 2009

Bathory - In Memory of Quorthon


3. czerwca 2004 roku odeszła jedna z ciekawszych, ważniejszych, wybitniejszych postaci metalu. Mimo upływu pięciu lat, brak Quorthona jest zauważalny i wyczuwalny. Zresztą podobnie jak z Chuckiem Schuldinerem czy Dimebagiem Darrellem. Strasznie trywialnie brzmi w tym momencie stwierdzenie, że pozostała po nich muzyka.

12 płyt studyjnych jako Bathory, cztery kompilacje, jakieś dema, bootlegi i dwa tytuły solowe – to dorobek działalności rozpoczętej w 1983 roku. Jeszcze warto wspomnieć o takim szczególe jak A Tribute to Bathory (1998), w którym to pokłonili się: Marduk, Ophthalamia, Gehennah, Dark Funeral, Emperor, Lord Belial, The Abyss, Nifelheim, Necrophobic, Sacramentum, Unanimated, Satyricon i War.

Nie chcę tu analizować utworów, które znalazły się na trzech płytach wchodzących w skład tego boxu. Wybór jest dobry, niezły, słuszny; starzy fani, jak i ci, którzy chcą dopiero poznać Bathory, nie powinni być zawiedzieni. Piosenki zostały zremasterowane, brzmią dobrze i świeżo. Wyboru dokonał „Boss”, który towarzyszył Quorthonowi od początku i uchodzi nawet za jego ojca (najbardziej zainteresowani temu zaprzeczali).

Pomijając dvd z teledyskiem do „One Rode to Asa Bay”, wywiadem z MTV oraz fragmentami spotkań Quorthona z fanami (i plakat), najwięcej przyjemności zrobiły mi wcześniej nieznane utwory – covery. I tu zaczyna się dość pokrętny temat. Quorthon najprawdopodobniej nagrywał znacznie więcej niż wydawał, urosła potężna legenda wokół jego zbiorów domowych, na które rzecz jasna każdy fan miałby ochotę. Niekiedy przy kolejnych kompilacjach Bathory jakieś pojedyncze utwory były udostępniane, jak chociażby „satan my master” czy rewelacyjne „in nomine satanas” w Jubileum Vol. III (1998). Ale to kropla w rzekomym morzu. Weźmy taki album jak Blood on Ice (1996), Quorthon nigdy nie ukrywał, że to stary materiał sięgający końca lat 80tych oraz że takich płyt mógłby wydać kilka, nawet stricte blackowych. Co zrobić? Czekać. Liczyć na to, że Black Marked Productions kiedyś udostępni te nagrania.

Jakie więc covery znalazły się na tym wydawnictwie? „God save the queen” Sex Pistols, „war pigs” Black Sabbath – zagrane poprawnie, z czego pierwszy utwór może wręcz mylić się z oryginałem. „Ace of spades” Motörhead, już dalsze od pierwotnej wersji, charakterystyczny riff zupełnie rozłożony, całość rozciągnięta do pięciu minut, z wyraźnymi epickimi naleciałościami (chórki i te sprawy). Ciekawa hybryda. „Black diamond” Kiss, jak na moje ucho bardziej strawne od oryginału; zagrane mocniej, z jajem. Również drugi cover Kiss „deuce”, ale znany on już jest od lat, z cieszącego się złą sławą (czemu?) albumu Octagon (1995). Wszystko pięknie, wszystko ładnie, ale największym zaskoczeniem musi być utwór The Beatles. A jakże, „I`m only sleeping” z Revolver (1966). Zawsze mam problem, gdy ktoś podejmuje się zagrania czegoś z repertuaru kultowej czwórki z Liverpoolu. W tym wypadku moje osądy są surowe i bezlitosne. Nawet najlepsi muzycy się wykładają, a udane interpretacje mogę policzyć na palcach jednej ręki i jeszcze nie wykorzystam do tego wszystkich. Wersja ta za bardzo nie odstaje od oryginału, wokalnie bardzo trudno zbliżyć się do Lennona, na szczęście Quorthon tego nie próbuje robić. Udowadnia po prostu, że to czuje, że jest wystarczająco świadomym muzykiem, by nie przedobrzyć i dodać trochę siebie. Just like that.

Co jeszcze tu mamy? Na koniec: akustyczne „you just got to live”, przypominające mi nieco granie Smashing Pumpkins, „silverwing” – utwór z repertuaru Jennie Tebler (rzekomo siostra Quorthona) oraz „song to hall up high” z panią Tebler na wokalu. Na szczęście ten ostatni utwór umieszczony został również w wersji oryginalnej.

Prawie cztery godziny muzyki. Dla tych, którzy chcą rozpocząć przygodę z Bathory albo powspominać. A jest co. Varg Virkenes (Burzum) mówił o Quorthonie jako o dawnym bogu. I pewnie słusznie, w końcu jest ojcem (albo ojcem chrzestnym, jeśli ktoś woli) black metalu oraz epickiego metalu (ew. viking metal). A żeby już nie mówić o ciężarze ziemi, pustce w świecie muzycznym, takiej czy innej Valhalli dla zmarłego, dodam tylko klasyczne: Hail Quorthon!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz