sobota, 19 września 2009

Whisper Room - Birch White


Kolejny side project znanego skądinąd Aidana Bakera. Poza nim zespół ten współtworzą: Jacob Thiesen (perkusja) znany szerzej chociażby z gry na płycie Desire in Uneasiness (2008) zespołu Nadja. Oraz (najpewniej mózg projektu) Neil Wiernik (bas i elektronika).

Płyta składa się z ośmiu nienazwanych utworów; a gdybym miał się pokusić o wskazanie, który z muzyków wywarł największy wpływ – miałbym problem. Muzycznie plasuje się to gdzieś między znanymi mi dokonaniami Wiernika i solowymi płytami Bakera. Idealna harmonia? Może. Nie zdziwiłbym się.

Muzycy z Toronto eksplorują tym razem rejony dźwięków eksperymentalnych, elektronicznych, psychodelicznych, ambientu, płynnych melodii, rytmów i improwizacji wynikających ze spokoju. Czemu brzoza? Biała, okazuje się, że są też czarne, niech będzie. Brzozy cieszą się dobrą opinią, również jako rośliny lecznicze (gwoli ścisłości: przeciwreumatycznie, moczopędnie, na lepszą przemianę materii, itd.; zawierają jakieś cukry i minerały podobno korzystne dla zdrowia). Niektórzy też mówią o przytulaniu się do tego drzewa, co skutkuje lepszym samopoczuciem. Niech będzie...

Dla mnie właśnie ten album jest czymś, co regularnie poprawia mi samopoczucie i sprawia, że czuję się zdrowiej. Słucham go niemal codziennie i nie potrafię się nim znudzić. Ujmuje mnie pewna jego nieuchwytność i subtelność. Pojawiające motywy, które w pokrętny sposób wymykają się. Zespół ujawnia pomysły, ale jakby nigdy ich nie doprowadza do końca; pozostawia niedomówienia. Na przykład trzeci utwór – absolutna prostota, instrumenty wygrywające łatwe motywy, powoli narastająca elektronika, teoretycznie nic wielkiego, a jednak nie tak trudno odpłynąć. Całość pulsuje, to chyba dobre określenie, żyje własnym, nieco kosmicznym, optymistycznym (mimo mrocznej okładki) życiem. Piąty utwór – nie potrafię przy nim się nie uśmiechnąć; bardzo ładnie skonstruowany z przyjemną solówką jako punkt kulminacyjny. Szósty – pod koniec zdaje się dziać nieco więcej, głośniej, jakiś większy harmider, nawet coś na kształt krzyków, a jednak nie burzą one kontemplacyjno-optymistycznego nastroju.

Bardzo dobra współpraca ciekawych muzyków. Kolejna perełka prosto z Kanady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz