poniedziałek, 17 sierpnia 2009

"Bardzo nisko i sterylnie", czyli wywiad z Afekth



Dopiero co zaczynają swoją przygodę na scenie muzycznej, a już słychać głosy uznania i pochwał. Mają jak na razie na swoim koncie wydaną własnym sumptem EP zatytułowaną "The First Two Names". Nie kryją swej sympatii do Szwedów, mimo to, że swoje brzmienie wygenerowali na sound Meshhugah, starają się wypracować własny styl. Rozmawiałem z Maćkiem, gitarzystą i założycielem Afekth.


Mógłbyś przybliżyć trochę kulisy powstania Waszego zespołu? Kto, z kim, gdzie i dlaczego?

Zaczęło się od mojej inicjatywy założenia kapeli, do której mógłbym przerzucić własną twórczość i zaprezentować ją na żywo. Praktycznie pierwszy został zwerbowany perkusista i on był najpewniejszy z początku, bo rozumiał co ma być grane przy czym jego poziom pozwalał mi na doprowadzenie do skutku mojej aranżacji. Idąc dalej od tego momentu przewinęło się parę osób przez zespół aż do obecnego składu, który się dopasował i prawidłowo zgrał, co oczywiście pomogło naszej muzyce i możemy spokojnie grać na żywo każdego dnia i nocy.

Nazwa Waszego zespołu nawiązuje do psychologii, czy jest ona w kręgu Waszych zainteresowań? Czy wiążecie nazwę w jakiś sposób z muzyką przez Was graną?

Dobre skojarzenie, psychologia jest jednym z naszych zainteresowań. Interesujemy się na ogół bardziej skrzywionymi i niezrozumiałymi zagadnieniami, które czasem mogą się zdawać abstrakcyjne bądź rzeczywiście takie są. Nazwa w pewien sposób określa naszą muzykę, bo sama nazwa znaczy pewną ekspresję emocji. Jak można pokojarzyć, przelewamy emocje w muzykę, a jakie one są zostawiamy pod rozwagę słuchaczom.

Będąc jeszcze przy temacie nazwy ostatnio musieliście ją nieco zmodyfikować. Mógłbyś rzucić trochę światła na ten wątek?

To fakt, może nie jest to bardzo poruszająca sprawa, bo w żaden sposób nam to nie przeszkodziło, ale nazwę musieliśmy zmodyfikować z racji drugiej istniejącej kapeli o identycznej nazwie. Nie chcieliśmy być w żaden sposób kojarzeni z tą kapelą (zresztą grają rock w lekkim jego wydaniu) oraz nie chcieliśmy żeby ich kojarzyli z nami, bo oni byli pierwsi z tą nazwą, więc im się ta nazwa należy. Jak wiadomo, podpisując umowy/kontrakt jest wymóg oryginalnej nazwy, także taki też spełniliśmy, więc nie będzie problemu z podpisaniem czegokolwiek w dalszej przyszłości.

Ostatnio udało się Wam wystąpić na Knock Out Festival w Krakowie, a dokładniej na before party, jak ogólnie wspominacie ten występ i drogę jaką do niego przebyliście? Ciężko było? Co sądzicie o tej imprezie, będą chętni na realizacje drugiej części za rok?

Cały Knock Out Festival uważamy za świetny, nasz występ również jak najbardziej się udał, nawet pomimo tego, że nie wygraliśmy. W końcu nie o to chodzi, sam występ na tamtej scenie był dla nas ważny oraz pobyt na festiwalu. Droga do before party uznajmy, była zabawna, wygraliśmy i oczywiście zrobiło się trochę hałasu wokół nas z czego większość była stekiem bzdur, szczególnie że wyniki były zweryfikowane, więc nas to nie martwi, bo muzyka sama się broni. Wracając do samego festiwalu mamy nadzieję na jego kolejną odsłonę, bo był on bardzo udany i jestem pewien, że mnóstwo osób pisałoby się na kolejną edycję.

Porozmawiajmy o Waszych inspiracjach. Nie mógłbym nie zapytać jak rozpoczęła się Wasza przygoda z połamanym graniem? Mam nadzieję, że nie obrazicie się jeśli powiem, że Wasze inspiracje Meshuggah słychać gołym uchem? Kto oprócz Szwedów ma na Was wpływ?

Zaczęło się od paru numerów, które napisałem i właśnie w nich pojawiły się połamane rytmy, które zresztą uwielbiam i jest to jeden aspekt wyróżniający mój styl grania, więc nie byłbym sobą jakbym ich w końcu nie wcisnął do naszej kapeli. Cieszę się bardzo, że słychać inspiracje Meshuggah, bo jest to mój osobisty czołowy absolut muzyczny i na pewno jest to ukłon w ich stronę za to co tworzą. Z głównych inspiracji mogę wymienić jeszcze Fear Factory oraz twórczość Mike’a Patton’a (i mowa tu o wszelakich jego projektach). Nie będę wypisywał więcej, bo chodziło o te główne inspiracje, a pisząc ogólnie to by było tego zbyt dużo (śmiech).

Niedawno wydaliście swoją pierwszą EP zatytułowaną The First Two Names. Powiem Wam szczerze, że to kawał świetnegu stuff’u i jak na nasze realia muzyczne to pozycja, która świetnie rokuje na przyszłość. Czy materiał powstawał na bieżąco czy może mieliście już część gotową wcześniej, a brakujące elementy dograliście z czasem? Gdzie nagrywaliście cały materiał i kto odpowiada za jego brzmienie?


Materiał mieliśmy gotowy od dłuższego czasu, kwestia leżała w ustaleniu konkretnej daty nagrania materiału oraz znalezieniu odpowiedniego brzmienia. Za produkcją stoję ja (nie licząc wokali, które nagrywał we własnym zakresie gościnny wokalista, który wspierał nas wokalnie w czasach, kiedy szukaliśmy stałego członka). Proces nagrywania był następujący, ja nagrywałem siebie i resztę członków, a później również ja cały materiał zmiksowałem i zmasterowałem oraz nadałem odpowiedniego brzmienia. W ten sposób mogłem nadać pewnej barwy całej EPce, żeby mogła brzmieć sterylnie i powoli wydeptać nam pewien styl brzmieniowy.

EP za Wami, teraz pora na duży materiał. Kiedy możemy się go spodziewać i czy macie już jakieś pomysły na nowe kompozycje?


Szczerze, już na ostatniej EPce miał się pojawić jeszcze jeden numer oraz koncept na koniec EPki, ale te smaczki zostawiliśmy na długogrający materiał. Na pewno na żywo można usłyszeć nowe numery i to na pewno też pojawi się na longplay’u. Wiemy już teraz, że ponownie umieścimy utwór z ostatniej EPki (prawdopodobnie rozbity), bo z tym materiałem będziemy starać się o wytwórnię. Oczywiście jesteśmy w trakcie pisania nowego materiału, nawet w obecnej chwili odpowiadając na te pytania spisuję nowy pomysł. Data wydania LP jest nieznana, jeśli nie znajdziemy wydawcy to wydamy album na własną rękę i wtedy album wyjdzie przed końcem tego roku, a jak znajdzie się wydawca to pewnie data się lekko opóźni, ale w międzyczasie wypuścimy na pewno jakiś nowy utwór na światło dzienne.

Jak wyglądają Wasze poszukiwania wydawcy?

Na razie nie wysyłaliśmy jeszcze materiału nigdzie, bo tak jak wspomniałem, chcę zadbać o nowy longplay, żeby mieć większe szanse na wydanie tego krążka poprzez wytwórnię.

Lubicie nietypowe ustrojenie gitar?

Oczywiście, bardzo nisko i sterylnie. Sam osobiście bardzo lubuję się w takim brzmieniu i wydźwięku gitar, więc też dbam o to, żebyśmy tak brzmieli.

Planujecie jakieś koncerty w najbliższym czasie?

Pisząc ten wywiad jesteśmy właśnie 2 dni przed koncertem w Krakowie. Będziemy grali z kapelami Phobh oraz Maszyny i Motyle. Liczymy na dobry gig, a poza tym kolejny koncert gramy w naszym mieście 4 września. Pewnie będziemy załatwiać więcej koncertów w najbliższym czasie, także warto zaglądać na nasz myspace i patrzeć na daty koncertów.

Co sądzicie o naszym podwórku muzycznym, oczywiście mowa o tym ambitnym środowisku, a nie o plastikowych formacjach wokalno-tanecznych? Myślicie, że dzięki takiemu rozkwitowi kapel jaki ostatnio przeżywamy istnieje szansa, że zostaniemy jako kraj zauważeni na muzycznej mapie? Pomijam scenę death czy black metalową, bo w tej akurat jesteśmy mocni, ale mam na myśli granie odmienne od tych gatunków.

Ta scena nawet nie musi być liczna, ważne że jakościowo będzie zwalać z nóg. Świetnie by było jakby nas postrzegano również właśnie ze sceny progressive/experimental/math. Mamy nadzieję, że wykonamy ten krok i tak też nasz kraj zaprezentujemy. Niedawno zresztą nawiązaliśmy kontakt ze szwedzką kapelą Vildhjarta, która zresztą bardzo pozytywnie wyraziła się o naszej muzyce i prawdopodobnie jeśli się to uda to zorganizujemy koncert/koncerty razem i jest szansa, że uda się to zorganizować również w Polsce. A wracając do wątku rozkwitu kapel ambitnego środowiska, cieszy nas to bardzo, bo z miłą chęcią posłuchamy kolejnych dobrych polskich kapel, a również umożliwia nam to granie z kapelami z tego samego pokroju gatunku.

Na koniec kilka słów do naszych czytelników.

Dzięki za poświęcenie uwagi i przeczytanie tego wywiadu. Teraz jeśli jeszcze nas nie słyszeliście, wejdźcie na www.myspace.com/afekth i ściągnijcie EP. Pozdrawiam Was ja-Maikh oraz pozdrawiam Was w imieniu całej kapeli Afekth.


czytaj dalej »

niedziela, 16 sierpnia 2009

Woody Alien: Microgod


Czy kiedyś ktoś zastanawiał się jakich i ilu instrumentów potrzeba do tego, żeby nagrać dobrą płytę? Fani rozbudowanego, progresywnego grania, przypomną mi zapewne o zespołach pokroju Dream Theater czy King Crimson, w których to okazałe solówki i mnogość używanych instrumentów, często przytłaczają całość kompozycji. Okazuje się jednak, że do sukcesu wystarczy jedynie czterostrunowe wiosło, skromny zestaw perkusyjny, dobry pomysł, ogromne pokłady energii i... talent. O prawdziwości tego stwierdzenia może świadczyć najnowsza płyta poznańskiego duetu - Marcina Piekoszewskiego (wokal, gitara basowa) i Daniela Szweda (bębny), którzy pod szyldem Woody Alien wydali już trzecią płytę, która nosi tytuł Microgod.

Na wstępie wypadałoby przybliżyć nieco sylwetkę rzeczonej kapeli. Zespół istnieje już od ponad dziesięciu lat, natomiast muzyków, którzy go tworzą, również nie idzie nazwać żółtodziobami. Marcina Piekoszewskiego kojarzyć można z Plum, natomiast Daniel Szwed to nie kto inny, jak garowy formacji Mothra. Razem powołali do życia oryginalny zespół, który w swojej muzyce ociera się zarówno o noise jak i dość ekstremalną wersję jazzcore'u; przy swoich kompozycjach panowie używają jedynie gitary basowej i perkusji. Uwagę jednak należy skupić na ich ostatnim dokonaniu, które na pewno odbije się echem w światku muzycznym.

Pierwsze co zwraca uwagę, to jak zwykle niebanalna okładka, która na każdym wydawnictwie ujmowała swoją prostotą, a zarazem geniuszem, jeżeli chodzi o pomysł i wykonanie. Tym razem nie było inaczej. Estetyczne wrażenia trzeba jednak odłożyć na bok i zająć się tym, co najważniejsze, czyli muzyką.

Microgod intrem na perkusji, otwiera utwór Funny. Już pierwsze dźwięki zwracają uwagę na fakt, że będzie dużo spokojniej niż na poprzedniej płycie. Pee and Poo raczyło słuchacza dziką, nieucywilizowaną energią, wręcz chaosem - tutaj bas Piekoszewskiego i bębny Szweda zdają się współgrać w chwytliwych melodiach. Przeważy więc brak szaleńczego tempa, połamanych rytmów czy noise'owych naleciałości (choć nie można powiedzieć, że chłopaki z Woody Alien całkowicie porzucili takie praktyki muzyczne - vide track Ritmo, którego tytuł powinien mówić sam za siebie).

Następny kawałek - Oak - to zdecydowanie najmocniejsza pozycja na całej płycie. Od samego początku utworu dostajemy potężną dawkę chwytliwej melodii, przy której stopa sama wybija rytm, a palce mimowolnie chodzą po blacie stołu. Czuć spory niedosyt, spowodowany tym, że najlepszy track na krążku trwa niespełna trzy minuty, zwłaszcza że jego koniec wieńczy genialna współpraca basu i perkusji.

Żywa końcówka wspomnianego utworu przechodzi w nieco spokojniejszą, wręcz transową, zapowiedź trzeciego utworu - No Turning Back. Sam kawałek jest raczej formą melorecytacji, powolnej opowieści. Żywiej robi się dopiero pod jego koniec, co swobodnie może wyrwać z zadumy w jaką na początku ten wprowadzał.

I tak jest do samego końca. Jedenaście kawałków, to przeplataniec żywszych i spokojniejszych momentów, ktorych ostatecznym efektem jest całkiem dobra płyta. Jak wspomniałem na początku - jest dużo wolniej i dużo ciszej, w porównaniu do tego, do czego Woody Alien przyzwyczaił nas na swoich poprzednich dokonaniach.

Instrumenty obu muzyków są bardziej wyeksponowane, położony jest większy nacisk na melodyjność i uporządkowanie, co sprawia, że niemal każdy kawałek nadaje się na "radiowy hit" (oczywiście w odpowiedniej stacji muzycznej). Płyta się nie nudzi i jest naprawdę ciekawą pozycją, którą fani alternatywnych, eksperymentalnych brzmień nie powinni się rozczarować.

Na koniec nieco suchych, acz przydatnych, szczegółów dotyczących płyty:

Wydawca: Gusstaff Records
Rok wydania: 2009

Lista utworów:
1. Funny
2. Oak
3. No Turning Back
4. God Of Small Things
5. Judgement Day
6. Glad To Be
7. Nothingness Lasts Forever
8. New Day Rise
9. Ritmo
10. The Journey
11. Go To Hell


czytaj dalej »

sobota, 15 sierpnia 2009

Nowa EP Radiohead



Wszystko wskazuje na to, że już w poniedziałek, czyli 17 sierpnia, ukaże się najnowsza EP radiogłowych zatytułowana "Wall Of Ice".

Radiohead są konsekwentni i podobnie jak poprzedni krążek, najnowszą EP będzie można nabyć za pośrednictwem internetu. W posiadanie materiału będzie można wejść poprzez adres Wall Of Ice, który odeśle nas do oficjalnego sklepu internetowego zespołu.

Gwoli przypomnienia, zespół wystąpi w naszym kraju 25 sierpnia w ramach akcji "Poznań dla Ziemi" w Parku Cytadela.

czytaj dalej »

piątek, 14 sierpnia 2009

Klimt - Jesienne Odcienie Melancholii



Kto by pomyślał, że w naszej rodzimej, muzycznej piaskownicy, ktoś zacznie się bawić tymi angielskimi zabawkami z początku lat. 90. Nie przypominam sobie, żeby ktoś starał się już wcześniej, tak na poważnie, bawić się shoegazem. Ale dobrze, że w końcu powstają na polskim rynku przedstawiciele gatunków, które dawno za granicami naszego kraju są już eksplorowane. Co prawda załogę szeroko pojętego rocka alternatywnego zasila kilka mocnych pozycji, ale spadkobierców z prawdziwego zdarzenia nieodżałowanego Slowdive chyba jeszcze u nas nie było.

Na czele Klimt stoi Antonii Budziński, który na co dzień wiosłuje w składzie trójmiejskiej Saluminesii. Szczerze Wam powiem, że o projekcie dowiedziałem się całkiem przypadkiem eksplorując różne portale internetowe. Uniknąłem tym samym uporczywego wyczekiwania na płytę, które zostało zastąpione bardzo przyjemną i niespodziewaną zaskoczką. Klimt pierwszy raz zaznaczył swoją obecność na składance „Sleep Well 3”, na której to podopieczni wytwórni Requiem zaprezentowali swoją relaksacyjną wizję muzyki. Później projekt Budzińskiego w miarę regularnie zaczął pojawiać się w audycji Piotra Stelmacha w Programie III Polskiego Radia „3maj z nami” oraz „Pastelowy Świat Rocka”, a także w nieistniejącej już audycji Pawła Kostrzewy „Trójkowy Ekspress". Ale przejdźmy do rzeczy.

„Jesienne Odcienie Melancholii”
to chyba pierwsza płyta, która podejmuje próbę wprowadzenia tego typu muzyki w umysły i uszy naszych słuchaczy. Senne, rozmyte plamy wpadającej w ambient elektroniki starają się nawiązać dialog z przestrzennymi gitarami i niekiedy schowanym w tle wokalem, a w zasadzie szeptami, bo te pojawiają się zdecydowanie częściej. Muzyka została w całości skomponowana przez Budzińskiego, który po za perkusją, która została zastąpiona syntetycznym automatem perkusyjnym, w pełni odpowiada na partie instrumentalne na krążku. Automat automatem, ma swoje lepsze i gorsze okoliczności, w tym wypadku zgrabnie wkomponowuje się w całość i dodaje specyficznego smaku całej muzyce, ale z wielką chęcią posłuchałbym tej muzyki z żywą perkusją. Zachęcam do odwiedzenia profilu myspace i odsłuchania utworów, które nie znalazły się niestety na płycie, mianowicie „Ostatnie Chwile Dzieciństwa” oraz „Pożegnanie”. Szkoda, bo idealnie by tam pasowały.

W inspiracjach Budzińskiego możemy doczytać się takich zespołów jak między innymi Mogwai, Slowdive, a nawet ich Deftones i Nine Inch Nails. O ile dźwięki zapoczątkowane przez dwoje pierwszych daje się odnaleźć, o tyle dwa kolejne zespoły zostały chyba bardziej potraktowane nie jako inspiracje stricte, a raczej zespoły, w muzyce których Antonii znajduje coś dla siebie. Ale cóż, pojęcie inspiracji jest bardzo względne. Apropos, „Pygmalion” to piękna rzecz! Fani islandzkich siugórów też znajdą tu coś dla siebie.

Uroku wszystkiemu dodaje nastrojowa okładka, która wręcz idealnie oddaje ducha zaklętego w dźwiękach płyt. Obraz utrzymany jest głównie we fioletowym odcieniu, gdzie niegdzie przenikającym się z nieśmiały błękitem, we wszystko to została wlana kontrastująca biel podkreślając poszczególne elementy jak i czerń zaznaczająca na obrazie postacie. A sama scenografia okładki to nic innego jak sopockiego molo. No i jakby nie patrzeć, Budziński trafnie dobrał obraz do muzyki jaką zawarł na krążku. Wyobraźmy sobie postać stojącą na molo, opierającą się o barierkę i z wielką tęsknotą w oczach wpatrującą się w morskie fale, które raz po raz rozbijają się o siebie i giną pochłonięte samymi sobą. Te oczy szukające nadziei w niekończącym się błękitnym horyzoncie i chłodny wiatr, który muska policzki i układa kołujące się w głowie szepty.

Gwoli podsumowania. Zawsze gdziekolwiek piszą Klimt, łapałem się na tym, że podświadomie pisałem „klimat”. Tego jak najbardziej nie można mu odmówić, nostalgiczna bryza wieje na nas ze wszystkich stron, giniemy pochłonięci oceanem ścian melancholii. Bardzo się cieszę, że w końcu i takie granie znalazło zainteresowanie w naszym kraju i mam szczerą nadzieję, że tego typu projektów z czasem będzie jeszcze więcej. Na koniec dodam tylko, że przyszłą wiosną szykuje się nam drugi album Klimt i mocno liczę na to, że będzie jeszcze lepszy niż debiut.


czytaj dalej »

Air w Polsce



Elektronicznych duet, który tworzą francuzi Nicolas Godin i Jean-Benoît Dunckel zawita do Polski na jeden koncert, który odbędzie się 10 grudnia w Arenie Ursynów. Koncert Air będzie częścią trasy promującej ich najnowszy album "Love 2", który ukaże się lada moment, bo już 5 października.

Organizatorem imprezy jest agencja Good Music Productions. Sprzedaż biletów na koncert zacznie się od 17 sierpnia, czyli już od poniedziałku, a będzie je można nabyć za pośrednictwem sieci TicketPro, Eventim, eBilet oraz na stronie organizatora i Shortcut

ARENA URSYNÓW
ul. Pileckiego 122, start: 20:00



czytaj dalej »

czwartek, 13 sierpnia 2009

Nowa super grupa



Kroi się nowa supergrupa, która tym razem będzie składać się z członków Cradle of Filth, Enslaved, Anthrax i Gorgoroth/Godseed. Pierwsze wzmianki o tworzeniu nowej supergrupy pojawiły się już dobry czas temu, bo 3 lata wstecz. Wspominał o tym wtedy King z Gorgoroth/Godseed.

W przyszłym tygodniu wybieram się do Norwegii aby spotkać się z Robem Caggiano z Anthrax, Kingiem z Gorgoroth/Godseed oraz perkusistą Johnem Tempestem (znanym m.in. z Testament i Exodus) oraz Ice'm Dale z Enslaved - wyjaśnia wokalista Cradle Of Filth.

Podobno ma być to coś kompletnie innego od muzyki jaką Filth robi ze swoim macierzystym zespołem. Aktualnie gotowych jest już blisko 6 utworów.

Muzycznie będzie to około rockowa rzecz. Coś jak Tool zmieszany z AC/DC i podsycony czymś cięższym. Obojętnie czy będzie to black czy death metal, będzie to z pewnością oryginalne.
- wyjaśnia.

Trochę dziwnie i dosyć enigmatycznie to wszystko brzmi, Tool i jednocześnie wzmianki o black/death metalu? No cóż, przekonamy się co z tego wszystkiego wyjdzie.

czytaj dalej »

Lao Che: Nowy album w 2010 roku


Któż nie słyszał o Lao Che? Sławę przyniosło im drugie wydawnictwo, trochę słuchowisko, trochę koncept-album, który tematyką dotyczył Powstania Warszawskiego (na co wskazywał sam tytuł krążka). Na fali sukcesów zespół został zaproszony na XI Przystanek Woodstock. Kolejną płytą tej oryginalnej kapeli była już utrzymana w całkiem innej stylistyce produkcja Gospel (okryta platyną), która swoją premierę miała w 2008 roku. Teraz zespół zdradza tajemnice dotyczące następcy wspomnianej.

Zespół, tradycyjnie już zapowiada, że fani oczekujący na nową płytę, powinni spodziewać się zupełnie czegoś innego niż do tej pory. Warstwa muzyczna ma zostać wręcz wypchana samplerami i klawiszami, niestety (a może stety?) kosztem gitar.

Negatywną wiadomością dla wszystkich sympatyków Lao Che, może być informacja dotycząca faktu ograniczenia liczby występów przez zespół, a to z tego powodu iż płocka formacja chce skupić się wyłącznie na nagrywaniu płyty.

Niestety nie wiadomo szerzej jakiej niespodzianki można spodziewać się tym razem, jeżeli chodzi o tematykę liryków, które zostaną zamieszczone na krążku (którego de facto mozna spodziewać się na początku 2010 roku).

Obecnie Lao Che jest w trasie koncertowej. Zobaczyć ich będzie można na festiwalu Muzyczna Zohylnia w Bukowinie Tatrzańskiej (27.08), Rock Reggae Festiwal w Brzeszczu (28.08) i w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu (3.09).

czytaj dalej »

środa, 12 sierpnia 2009

Iroha wystąpi w Krakowie i Warszawie


Diarmuid Dalton, znany lepiej jako basista współpracujący z Justinem Broadrickiem w projekcie Jesu, wraz ze swoim zespołem Iroha już we wrześniu odwiedzi Polskę.

Formacja, w której skład oprócz wspomnianego wchodzą Andy Swan (słusznie można go skojarzyć ze współpracy z Napalm Death i Scorn) oraz Dominica Crane, zagra dwa koncerty, kolejno w Warszawie (07.09.2009) i Krakowie (08.09.2009).

Jak można się domyślić, Iroha obraca się raczej w klimatach post-rockowych, oscylując wokół eksperymentu i ciekawych gitarowych riffów. Zespół jest godny uwagi, więc warto sprawdzić myspace'a kapeli.

W roli supportu grupy Daltona, wystąpi australijska formacja Heirs, której muzyka przywołuje na myśl starsze dokonania Pelicana czy Red Sparowes. Trzeba również wspomnieć o tym, że debiutancki album Heirs jest nieodpłatnie udostępniony w Sieci, pod TYM adresem. Nosi on tytuł Alchera, a pracą nad nim zajął się, znany z masteringu dokonań takich zespołów jak Isis czy Burning Witch, James Plotkin.


czytaj dalej »

Unsound: Eagle Twin przed Sunn O)))


Znanych jest już coraz więcej szczegółów dotyczących tegorocznego festiwalu Unsound, który odbędzie się między 20 a 25 października w Krakowie. Tym razem nowinki dotyczyć będą grupy, która wyjdzie na scenę przed legendardną formacją Sunn O))).

Jeżeli wierzyć doniesieniom organizatorów, na krakowskiej scenie Studio przed drone'owym pokazem, fani będą mieli okazję sprawdzić brzmienie formacji Eagle Twin. Ten amerykański duet to swoisty "muzyczny beniaminek", a występ przed legendą eksperymentalnej muzyki to dla nich wielka szansa, żeby szerzej zaistnieć w światku takich brzmień.

Debiutancka płyta tej dwójki z Salt Lake City, ukaże się nakładem wytwórni Southern Lord Records. Autorzy opisują swoje dzieło jako doom blues roots rock. Ich pierwszy krążek trafi na półki sklepowe prawdopodobnie pod koniec tego roku. Próbki możliwości kapeli można posłuchać TUTAJ.

Do tej pory obecność na festiwalu potwierdzili m.in. Stars of The Lid, Biosphere i Johann Johansson. Sprzedaż biletów rusza wraz z początkiem września. Dokładniejsze informacje zamieszczone są na oficjalnej stronie festiwalu Unsound.



czytaj dalej »

wtorek, 11 sierpnia 2009

Aero - Demo 2009



Nigdy nie przypuszczałem, że przyjdzie mi pisać recenzję krążka zespołu, którego wszystkich członków znam bardzo dobrze, zdarza nam się wspólnie uderzyć na koncert, była okazja również wspólnie jammować, a z perkusistą i klawiszowcem tworzyliśmy kiedyś jeden zespół. Ostatnimi czasy młode zespoły rosną na naszym podwórku muzycznym jak grzyby po obfitym deszczu, ale możemy się tylko i wyłącznie z tego bardzo cieszyć.

Na samym początku wypadałoby delikatnie przybliżyć sylwetkę zespołu. Początki Aero sięgają roku 2007, wówczas to muzycy postawili sobie jasny cel, granie wyłącznie muzyki, która będzie ich w pełni satysfakcjonować. No i trzeba przyznać, że to jak najbardziej zdrowe podejście do sprawy. Ostateczny skład wyklarował się wraz z początkiem roku 2008.

Pojawia się klasyczne pytanie – co grają? Nie chciałbym na siłę nikomu przyklejać łatek, wrzucać do naciąganych szufladek, dlatego też nie będę tego robił, ale pomimo tego, że w ich muzyce słychać mocny rockowy fundament, chłopaki starają się kombinować, rozwijać, nie stroniąc od mocniejszych jak i lżejszych momentów, kontrastować swoją muzykę. Na albumie znajdziemy 6 utworów o zróżnicowanych nastrojach, emocjach i strukturach. Słychać wiele inspiracji klasykami jak i również artystami nieco nowocześniejszymi, ale o kim mówię dosłuchajcie się już sami. Zespół trafił w dziesiątkę wybierając na otwieracz „W blasku”, który jest moim zdaniem ich najlepszym kawałkiem, który świetnie zwiastuje to, z czym będziemy mieli do czynienia za parę dłuższych chwil. Na płycie nie brakuje bardziej niepokojących momentów vide „Susza”, który jest najcięższym utworem w dorobku zespołu, ale miejmy nadzieję, że nie ostatnim. Hipnotyczny bas podejmuje dialog z przesterowanym klawiszem (który później zaskoczy jeszcze solówką w iście Rudessowskim stylu), który w towarzystwie melorecytacji wokalisty, zostaje zwieńczony „krzywą” i eksperymentalną solówką, która przeradza się w delikatną, subtelną i z goła odmienną, jeśli chodzi o atmosferę utworu, końcówkę. Płyta utrzymana jest raczej w dość delikatnej konwencji, która jednak często gęsto zostaje wzbogacona o mocniejsze momenty, które razem tworzą zwartą i spójną całość.

Inspiracją do pisania muzyki i tekstów w głównej mierze wciąż pozostaje życie, które za każdym razem szykuje dla nas nieco inny scenariusz od tego jaki sami napisaliśmy, choć bywa i tak, że się pokrywają. Snuję jednak podejrzenia, że utwór „Szklana zabawka” został mocno zainspirowany Orwellowskim „Rokiem 1984”.

Oczywiście nie odmówiłem sobie koncertu Aero, który mieli okazję zagrać w roli supprotu trójmiejskiego Helicobacter. I powiem szczerze, że wypadli dużo lepiej niż trójmiejska legenda. Utwory na koncercie nabrały innego wymiaru, wszystko zabrzmiało żywo, bardzo czysto, a co najważniejsze szczerze. Ostatnimi czasy to mankament młodych zespołów, chociaż w zasadzie nie tylko młodych, zabrzmieć dobrze na koncercie, jestem przekonany, że Aero w przyszłości, bo taka na pewno ich czeka, nie będą mieli z tym najmniejszych problemów. Ten zespół nie potrzebuje akustyka, potrafi we własnym zakresie skroić czytelne brzmienie.

„Teraz jestem już powietrzem,
Wdychaj mnie!”


Krążek został w całości zmixowany przez zespół, a w zasadzie w głównej mierze za jego brzmienie odpowiada lider zespołu, a zarazem gitarzysta i wokalista – Marcin Kruszyński. Z całą odpowiedzialnością, ale ten krążek brzmi zbyt profesjonalnie jak na demo. Wszystko dopieszczone w najmniejszym calu. Tak jak mówiłem, znam tych ludzi osobiście i wiem z jaką pasją podchodzą do muzyki i jak duże znaczenie mają dla nich nawet najmniejsze detale. Któregoś razu zostałem zaproszony na ich próbę i powiem Wam szczerze, że nawet próby brzmią cholernie przejrzyście i klarownie. Zdecydowanie produkcja jest mocnym fundamentem i może być wizytówką zespołu, która świetnie rokuje na przyszłość.

„Wiruje popiół miast,
Alergia poskromionych.
Euforii miks z marazmem,
Zielone prostokąty”


Podsumowując. Nie istnieje coś takiego jak subiektywizm w muzyce, więc nie będę się tłumaczył z tego, że byłem mocno nieobiektywny w powyższym opisie. Uważam, że zespół jest naprawdę godny poświęcenia mu dłuższej chwili. Mam ogromną nadzieję, że wkrótce zostanie zauważony i będziemy mieli kolejny wartościowy zespół na naszej scenie. Każda głowa w tym zespole jest pełna świetnych pomysłów i nie uwierzę jeśli z tego zespołu nic nie będzie. EP jest dobra, nawet bardzo, ale liczę na to, że długograj będzie o wiele lepszy!

czytaj dalej »