poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Nowa EP od Massive Attack



Czekamy, czekamy i wciąż czekamy na nowy album. Ale w ramach uporczywego oczekiwania zespół zaplanował wydać EP zatytułowaną "Splitting The Atom", która ma ukazać się jesienią, a dokładniej 5 października.

Kilka dni temu w brytyjskim BBC 1 można było usłyszeć po raz pierwszy najnowszy singiel Massive Attack - "Splitting the Atom". W utworze swego głosu użyczył Horace Andy, którego znamy już z pozostałych płyt MA, a to tylko namiastka jeśli chodzi o gości, którzy mają pojawić się na nowym albumie Brytyjczyków. Usłyszymy na nim bowiem m.in. Tunde Adebimpe z TV On The Radio (w utworze "Pray For Rain"), Guya Garveya z Elbow (w remiksie "Bulletproof Love") i Martinę Topley-Bird (w remiksie "Psyche"). Na EP będą składać się cztery nowe utwory.

Przypominamy, że na luty 2010 została zapowiedziana premiera nowego albumu i jeśli wszystko ułoży się po ich myśli, LP również będzie obfitował w gościnne występy innych muzyków. Na płycie mają pojawić się między innymi Hope Sandoval i Damon Albarn. Zapowiada się bardzo ciekawie.

Tracklista:

1. Splitting The Atom (feat. The 3D, Daddy G and Horace Andy)
2. Pray For Rain (feat. Tunde Adebimpe)
3. Psyche (Remix) (feat. Martina Topley-Bird)
4. Bulletproof Love (Remix) (feat. Guy Garvey)

czytaj dalej »

Zabijanie sterylności według Palm Desert


Palm Desert to kolejny dowód na to, że scena stoner rockowa w Polsce jednak istnieje i prężnie się rozwija. Powstały w czerwcu 2008 roku zespół, ma już na koncie debiutanckie wydawnictwo Dawn of the Burning Sun. Materiał ten mnie osobiście poraził. Właśnie takiego brzmienia było potrzeba na polskim - za przeproszeniem - rynku. Przed Wami Kamil Ziółkowski, perkusista kapeli oraz producent ich debiutanckiego krążka.

W tym roku ukazało się Wasze debiutanckie wydawnictwo Dawn of the Burning Sun. Powiedz jaką drogę zespół przeszedł od grania pod szyldem Crawl do nagrania pierwszego LP Palm Desert.

Crawl to kapela którą współtworzyłem z obecnym gitarzystą Palm Desert (z Jajem-przyp. wund3k) i jeszcze kilkoma osobami. Graliśmy mieszankę thrashu, jakiegoś core'a i czegoś tam jeszcze. Zagraliśmy wówczas około dziesięciu koncertów ale pod koniec 2007 roku, coś zaczęło się wypalać. Głównie chodziło o problemy ze stabilnością składu, a druga sprawa że każdy miał inne oczekiwania. Jedni chcieli grać szybciej, my z Jajem wolniej i ciężej. Na początku odszedł od nas wokalista Grześ, który obecnie zdziera gardło w znanej kapeli Face of Reality, następnie odszedł basista i tak właśnie Crawl dogorywał. Mnie ostatecznie też znudziła taka sytuacja, więc nie było sensu ciągnąć tego dłużej.

Czyli inicjatywa założenia Palm Desert wyszła od Ciebie i Jaja?

Stoner rock rajcował mnie od 1999 roku, kiedy kupiłem gdzieś na przecenie w Austrii LP Kyuss And the circus leaves town, który mnie absolutnie powalił. Starałem się stworzyć coś w takim stylu, może mało popularnym, ale powoli zaznaczającym się w podziemnym światku polskiego podwórka. Inicjatywa wyszła ode mnie, zacząłem katować gitarzystę Kyussem, który w końcu sam załapał o co chodzi i nauczył się grać w ten sposób. I tak zaczęliśmy sobie pogrywać w Domu Kultury w Obornikach Śląskich. Po kilku próbach dołączył do nas Franek (wokalista) i tak jakoś wszystko w miarę szybko się potoczyło.

Bardzo podoba mi się "piaszczystość" brzmienia Waszego wydawnictwa. Wszystko brzmi bardzo garażowo, bez niepotrzebnej sterylności. Wiem że to Ty zająłeś się produkcją. Powiedz czy było to Twoje pierwsze doświadczenie z bawieniem się gałkami, suwakami i mikrofonami? I dlaczego talerze są tak głośne i długo wybrzmiewają?

W sumie to ja nie kręciłem, a jedynie mówiłem gościowi od nagrywania (nasz kolega Jacek Maciołek), kiedy ma coś zostawić a kiedy coś pokręcić. Po prostu nad tym czuwałem. Co do blach, to fakt - są głośne, może nawet za bardzo ale wypełniają one przestrzeń i zabijają właśnie sterylność. Może lekko przesadziliśmy ale robiliśmy to w pośpiechu i za naprawdę niewielkie pieniądze.

Jesteś zadowolony z ostatecznego efektu, czy jednak teraz z perspektywy czasu chciałbyś coś zmienić w brzmieniu albumu? Czy właśnie ta przestrzeń i garażowość brzmi tak jak powinna?

Nie chcieliśmy nagrywać płyty tylko demówkę i tak należy traktować te nagrania. Na pewno wokale są za cicho, stopa i werbel za cicho, a blaszki za głośno. Możemy to jeszcze zremasterować, gdyż wszystkie ślady są zachowane. Myślałem o tym i jak będzie chwila zmiksujemy to na nowo.

Jak wyglądała praca nad albumem? Czy była to męcząca robota, czy wszystko poszło szybko i sprawnie?

Perkusję nagraliśmy w jeden dzień, gitary w dwa popołudnia może, przestój był trochę z basem i wokalami, ale głównie dlatego, że był to okres przedświąteczny. Potem z kolei nie było terminów w studio i w ten sposób wszystko obsunęło się aż do końca marca. Wiesz, nie było trudno nagrywać, tylko zgadać się kiedy ktoś może coś nagrać. Poza tym nie byliśmy super przygotowani biorąc pod uwagę fakt, że zagraliśmy razem może z dwanaście czy piętnaście prób.

A propos przygotowania. Piszecie wyraźnie o swoich inspiracjach, ale na dobrą sprawę wcale nie musicie. Mnóstwo klasycznych zagrywek z Kyuss czy Unida jest słyszalnych na albumie na porządku dziennym. Wakatan to intro jak Gardenia Kyuss, If only you need a... to dla mnie Muezli Slo Burn. To celowe zabiegi czy po prostu tak Wam samo wychodzi?

Gardenia to dla mnie najlepszy pustynny kawałek jaki kiedykolwiek powstał. Riff i linia perkusji w Wakatan faktycznie są mocno podobne do legendarnego kawałka Kyuss, ale numer ten powstał jakoś na trzeciej próbie, kiedy jeszcze sami poszukiwaliśmy stylu. Gitarzysta zagrał to sam z siebie może nie do końca kojarząc Gardenię, więc tak to już zostawiliśmy, bo fajnie się to po prostu grało. Riff w If only you need a... po jakimś czasie zaczął nam mocno przypominać główny motyw z kawałka Unida If only two... Zastanawialiśmy się wtedy czy w ogóle wrzucać to na płytkę. W końcu jednak zamieściliśmy go na albumie z gwiazdeczką i dopiskiem, że inspirowany jest kawałkiem Unida.

Ostatnio na polskim "rynku" ukazało się sporo wydawnictw z reprezentowanego przez Was gatunku; żeby wspomnieć tylko Luna Negra, Bullshit Baby czy Fifty Foot Woman. Myślisz że to zasługa popularności zespołów pokroju Corruption i Black River czy po prostu stoner robi się popularny "sam z siebie"?

Z opóźnieniem piętnastoletnim, ale jednak stoner rośnie w siłę. Myślę że Corruption nie gra stricte stonera w rozumieniu sceny Palm Desert, a Black River to nawet praktycznie nie słyszałem. Bardziej zbliżony klimat do naszego mają takie kapele jak Elvis Deluxe czy Oregano Chino. Na tą chwilę w pustynnym klimacie jest jeszcze Luna Negra i my właśnie. Kapele pokroju Fifty Foot Woman czy Jack Daniels Overdrive, grają trochę w innym stylu, innej, cięższej odmianie stonera. Bardziej jak Down czy Orange Goblin. Oczywiście bardzo szanuję te kapele, grają kawał dobrej muzy. Jak wcześniej wspomniałem my gramy desertową odmianę stonera.

Racja, ale jednak brzmienia ogólnie uznane za południowe to tak Down jak i Kyuss. Więc po prostu bliżej wam do stoner rocka z Palm Desert tak?

Dokładnie, ten klimat bardziej nam odpowiada.

Z bio na myspace wyczytałem że w lipcu tego roku zawitaliście do studia by nagrać następcę Dawn of the Burning Sun. Czy wybraliście po raz kolejny Oborniki Śląskie i ile materiału jest już nagrane? I oczywiście kiedy możemy się spodziewać premiery krążka?

Nagrywamy w tym samym miejscu. Na początku lipca nagraliśmy perkusję, gitary i część basów. Od tamtego czasu mamy przerwę spowodowaną wakacyjnymi wyjazdami poszczególnych członków jak i brakiem terminów w naszym studio. W najbliższym tygodniu ruszamy jednak ponownie, zaczynamy nagrywać wokale i chcemy zamknąć całość i wydać ją maksymalnie 20 września. Materiał nosił będzie tytuł The Highest Fuel Level i będzie na nim 10 numerów, w naszej opinii lepszych i bardziej zróżnicowanych niż na poprzedniej płycie. Myślę że zamieścimy w przyszłym tygodniu już ze 2 numery na naszym myspace w wersji jeszcze surowej.

Brzmienie zostanie takie jak na debiucie czy szykujesz jakieś nowe smaczki i niespodzianki?

Brzmienie gitar będzie podobne, z tym że gdy ostatnio nagrywaliśmy wiosła leciały one na jednym brzmieniu, sam przester bez innych efektów; w tej chwili użyliśmy jakichś kaczek, flangerów czy innych cudów by brzmienie urozmaicić. Pojawi się nawet gitara akustyczna. Chcemy także mocniej wyeksponować bas, po na poprzednim materiale brzmiał on bardzo słabo i mało wyraźnie. Z perką również postaramy się poczynić jakieś zmiany. Nie będziemy eksponować już tak blach a skupimy się na większej słyszalności werbla i stopy. Na pewno brzmienie będzie bardziej klarowne.

A propos brzmienia gitar...opowiedz o sprzęcie na jakim gracie. Ciekawi mnie na czym uzyskujecie takie zapiaszczone brzmienie. Czy to zasługa tylko produkcji czy instrumenty też jakoś są do tego przygotowywane? Chodzi mi o tuning gitar, użyte w nagraniu wzmacniacze, twoje talerze, czyli to co tworzy prawdziwie pustynne brzmienie.

Hmm...ciekawe pytanie. Tak naprawdę to brzmienie gitary uzyskujemy z przesteru, który wbudowany jest w piec. To zwykły tranzystor Randalla, nie ma tam żadnych sztuczek - naturalna barwa plus obowiązkowe strojenie się do "C". Sam byłem w szoku po pierwszym nagraniu, że za pomocą zwykłego pieca dostępnego dla każdego amatora grania możemy uzyskać brzmienie właśnie takie o jakie nam chodzi. Jeżeli chodzi o blachy to używam talerzy Paiste, formuł 2000 i 2002 i to właśnie Paiste'y najbardziej odpowiadają mi brzmieniowo. Tak właśnie, bez żadnych czarów i sztuczek powstaje nasze brzmienie.

Jaką widzisz przyszłość w Polsce dla zespołów takich jak Palm Desert? Bat Scull Fuck Dick records chyba nie płaci najlepiej, a nagranie materiału i jego wydanie jednak kosztuje. Myślisz że któraś z naszych major labels w końcu zainteresuje się pustynnym graniem?

Jeżeli chodzi o Bat Scull Fuck Dick to jest to raczej coś na zasadzie zrzeszenia kilku osób w Obornikach Śląskich i jest to jedynie logo pod patronatem którego dla własnej radochy i za własne pieniądze wydajemy nasze nagrania. Jest tam jeszcze O.D.R.A czy Strike the Match, w których też udzielam się perkusyjnie. Myślę, że Polska generalnie jest krajem w którym ciężko jest żyć z muzyki, a na pewno z tak niszowego gatunku jakim jest stoner rock. Myślę jednak, że spokojnie jest szansa żeby kapele typu Luna Negra czy Fifty Foot Woman wydały płytki w jakichś niezależnych wytwórniach i sprzedawały je w jakimś przyzwoitym jak na nasze warunki nakładzie. My też oczywiście chcielibyśmy wydać profesjonalnie nasz materiał, bo na tą chwilę stosujemy po prostu metody chałupnicze. Wszystko robimy sami, a samo nagranie też mogłoby zostać zarejestrowane lepiej, na przykład bez wpadek instrumentalnych jak i brzmienia sekcji rytmicznej. Jeżeli chodzi o jakiś Label, to w zasadzie nie jestem mocno zorientowany, która wytwórnia jest najbliższa wydawania tego typu muzyki, mam nadzieję jednak, że coś się ruszy.

Wspomniałeś o O.D.R.A. Szczerze mówiąc niedawno dowiedziałem się że to również projekt w którym się udzielasz. Co to za historia?

O.D.R.A to projekt pięciu znajomych, z których tak naprawdę tylko ja mam jakieś doświadczenia koncertowe. Gramy sobie dla radochy, materiał też nagraliśmy jedynie dla własnej przyjemności i szczerze mówiąc nie spodziewaliśmy się, że może on się podobać tak wielu osobom. Myślimy teraz nad jakimiś koncertami, dostaliśmy wspólne zaproszenie (Palm Desert + ODRA) na 2 koncerty do Warszawy. Jak wszystko pójdzie dobrze to zawitamy do stolicy w październiku. O.D.R.A to projekt inspirowany głównie kapelami typu Eyehatehod czyli w zamierzeniu chcieliśmy grać sludge, a wyszła z tego jakaś fuzja różnych klimatów muzycznych.

Pewnie w natłoku obowiązków nie masz dużo czasu na odkrywanie muzyki, ale powiedz co ostatnio cię muzycznie postawiło do kąta i co mógłbyś polecić czytelnikom?

Tak naprawdę, to nie słucham żadnych nowych rzeczy, jestem wierny starym upodobaniom. Słucham rzeczy od U2 począwszy poprzez kapele jak Pearl Jam, Alice In Chains, Machine Head, Kyuss, Led Zeppelin, Sepultura na Slayerze skończywszy. Żadna z nowych grup nie zachwyciła mnie ostatnimi czasy, być może dlatego, że nie staram się za dużo wynajdywać. Jestem raczej wierny moim klasykom. Śledzę oczywiście rozwijającą się scenę stonerową w Polsce - w tej chwili to mnie interesuje najbardziej.

Na koniec powiedz kiedy i gdzie będzie można w najbliższym czasie zobaczyć i usłyszeć Palm Desert? Zawitacie na Stoner Ceremony w listopadzie w Progresji?

Na Stoner Ceremony nie dostaliśmy zaproszenia, może w przyszłości jeżeli odbędzie się jakaś kolejna edycja to tam zagramy. Dziewiątego i dziesiątego paździenika mamy wystąpić wspólnie z Vagitarians na dwóch gigach - Warszawa i Tomaszów Mazowiecki. Mamy też już zaplanowanych kilka występów we Wrocławiu, staramy się również o koncert w Poznaniu - prawdopodobnie ze Snake Thursday. Chcielibyśmy również zorganizować stoner fest we Wrocławiu, chętnie przyjedzie do nas Luna Negra i Vagitarians właśnie. Jest tego trochę, plany koncertowe można znaleźć u nas na myspace. W październiku zamierzamy się zabrać do roboty i bardziej promować naszą muzę, tam gdzie tylko się da.

Wielkie dzięki za rozmowę

To ja dziękuję.



czytaj dalej »

piątek, 28 sierpnia 2009

Factory Records: Communications 1978-92



W 1992 działalność kończy Factory Records, ich katalog przejmuje London Records. W 1997 zamknięty został ostatecznie klub Hacienda. W 2007 zmarł Tony Wilson i aż ciśnie się na klawiaturę (jak to przy takich okazjach), że bezpowrotnie przeminęła pewna epoka, a to wydawnictwo zdaje się to potwierdzać.

Cztery płyty (63 utwory) – 14 lat muzyki brytyjskiej wokół Manchesteru (albo jeśli ktoś woli Madchesteru). W sposób klarowny zaprezentowano tu rozwój tego okresu, od post-punk po rave; w tym: rock alternatywny, new wave, muzyka elektroniczna, dance, miejscami nawet reggae. Można wyczuć to subtelne przejście, na które Tony Wilson zwracał uwagę – kluby przestały potrzebować zespołów, ludzie przychodzili tańczyć, już nie oklaskiwali muzyków, ale medium – dj`a. A wszystko to tworzy misterną konstrukcję.

Z wielką przyjemnością słucha się tych nagrań. Box set otwiera „digital” Joy Division, zaraz po nim, na zasadzie kontrastu,
„baader meinhof” Cabaret Voltaire, następnie trochę zapomniane i niedocenione A Certain Ratio. „She`s lost control”, „transmission”, „love will tear us apart” – oczywiste i mówią same za siebie. „Shake up” i rewelacyjne „flight” A Certain Ratio brzmią świeżo, ciągle porywają, właściwie nic się nie zestarzały. Zespół ten artystycznie przewyższa Joy Division, które po części pełniło funkcję głównego źródła pieniędzy dla wytwórni. Ta z kolei mogła dzięki temu promować bardziej eksperymentalne grupy.

Jeszcze na pierwszej płycie świetnie prezentuje się mroczne, post-punkowe Section 25. Na drugiej dominuje już New Order z nieśmiertelnym „blue monday” – na każdym sprzedanym singlu wytwórnia traciła 5 centów! Miłe dla ucha i wciąż nośne okazuje się elektryczne i taneczne „cool as ice” 52nd Street. A im dalej w wydawnictwo tym więcej Happy Mondays, np. z „24h party people” na czele. Bez nich trudno byłoby sobie wyobrazić muzykę brytyjską lat 90-tych. Jest tu również doskonały club mix utworu „hallelujah”.
Co ciekawe, na każdej z płyt znajduje się The Durutti Column, z pozycji outsidera konsekwentnie do dziś rozwijające swoją wizję muzyki.

Factory Records była jedyną w swoim rodzaju wytwórnią. Zapewniała swoim podopiecznym absolutną wolność twórczą, zysk zaś dzielono fifty-fifty. Która współczesna firma fonograficzna pozwoliłaby sobie na tracenie pieniędzy na najlepiej sprzedającym się singlu (12-calowym) wszechczasów? Wydawanie płyt w opakowaniu, które je niszczy (- papier ścierny)? (Można długo wymieniać.) I w końcu kto podpisałby kontrakt własną krwią?

Factory Records: Communications 1978-92 jest doskonałym wydawnictwem sentymentalnym, historycznym, a przede wszystkim muzycznym. Niektóre utwory odstają od dzisiejszych standardów, ale nic im to nie ujmuje. Jest to doskonały przegląd przybliżający młodym słuchaczom te czasy. Nie ma we mnie tyle buty, by za Tonym Wilsonem powtórzyć, że Amerykanie gówno wiedzą o rocku i wszystko, co najważniejsze, działo się w Wielkiej Brytanii, ale niech o wielkości Madchesteru świadczy fakt, że dopiero Seattle udało się go zdetronizować.

czytaj dalej »

wtorek, 25 sierpnia 2009

Nadja - Belles Betes



Pracoholizm Aidana Bakera wydaje się nie mieć końca. W roku 2009 wydał już album nagrany z Black Boned Angel, split z A Storm of Light, Best ofNumbness, płytę z coverami, epkę i w końcu przyszedł czas na LP z prawdziwego zdarzenia.

Belles betes wpisuje się w tę bardziej rozmytą część twórczości Kanadyjczyków. Pierwszy utwór – „skin like sand” wprowadza słuchacza w melancholijny lub nostalgiczny nastrój. Zresztą sam tytuł i muzyka zdają się korespondować nieco ze Skin Turns to Glass (2003 i 2008). Powolne, rozpływające się brzmienie i wycofany głos Aidana odsłaniają bardziej ludzkie oblicze zespołu. W „beautiful beast” miejscami objawia się dość klarowny i prosty pasaż gitarowy, będący czymś świeżym w twórczości Nadja. Zaś większość tej kompozycji zbudowana jest z przyjemnego jazgotu, pokrewnego z utworami chociażby ze splitu Magma to Ice.

Płyta wydana została w dwóch wersjach: cztero- i sześcioutworowej (z wplecionymi „machina” i „chainsaw”). Dla Nadja jest to więc LP z największą liczbą nowych i oryginalnych kompozycji. Ma to znaczenie jeśli chodzi o odbiór albumu; zespół przyzwyczaił słuchaczy do pojedynczych podróży często ponad 20-tominutowych. A na tym wydawnictwie trzy (najlepsze) kompozycje oscylują w okolicach siedmiu minut, są to: „skin like sand”, „machina” oraz „green and cold”. Na klasycznych płytach Nadja obecne były utwory, które dominowały nad pozostałymi (muzycznie i czasowo), otwierały bądź zamykały album w ten sposób, że trudno było coś jeszcze dopowiedzieć. W Belles betes takiego zabiegu nie ma, całość jest równa, specyficznie stonowana, trudno byłoby szukać np. w „wound culture” (niczego nie ujmując rzeczonemu utworowi) punktu kulminacyjnego.

Nie jest to drastycznie inna płyta od wcześniejszych dokonań zespołu, ale na pewno mocna pozycja. Najsilniejszym jej atutem jest zmiana oblicza zespołu na bardziej ludzki, nostalgiczny czy miejscami wręcz smutny, na co duży wpływ miał wokal Aidana Bakera. Być może zachęcony doświadczeniem i sukcesem coverowego When I See the Sun Always Shines on TV (2009) zechciał zaśpiewać więcej i inaczej niż na poprzednich albumach.

Nie sądzę, by był to nowy kierunek, w którym podąży kanadyjski duet, od czasu powtórnie nagranego Corrasion wszelkie ich kroki są nieprzewidywalne. A kolejne wydawnictwa już przygotowywane...

czytaj dalej »

Pandemonium - Hellspawn


Pandemonium jest zespołem-legendą, być może trochę zapomnianą i zaniedbaną, lecz nią jest. Wypowiedzi muzyków (o powrocie do korzeni) wytworzyły napiętą atmosferę, zwłaszcza u fanów pamiętających kultowe Devilri...

Kiedy w 1992 roku ukazało się Devilri, a rok później niesamowite The Ancient Catatonia, trudno było się spodziewać, że zespół ten czeka tyle trudności, wyrzeczeń i po prostu nieprzyjemnych sytuacji. Pandemonium we wczesnych latach 90tych stało obok takich kapel jak: Kat, Imperator albo Vader; grało z Morbid Angel, Samael lub Cannibal Corpse... Doskonały początek, który został zaprzepaszczony. Konflikt wewnątrz, zmiana nazwy (Domain), próby powtórnego zaistnienia na polskiej scenie, liczne zmiany składu brak promocji i trasy koncertowej po rewelacyjnym albumie Gat Etemmi. Po dekadzie lider zespołu (Paweł Mazur) odzyskuje prawo do pierwotnej nazwy, wydaje dość nowoczesny materiał The Zonei i zapowiada powrót do korzeni – Hellspawn.

Byłbym ostrożny z tymi korzeniami, czasy zupełnie się zmieniły, niektórych rzeczy po prostu nie da się powtórzyć, lecz duch okazuje się być ten sam. Jest szybciej niż na debiucie, sprawniej, ale równie bezpośrednio i ciężko.Trudno o porównania z poprzednim albumem, słychać, że to Pandemonium, lecz inne – bardziej „żywe”. W zespole zagościł na nowo perkusista – Simon (Alienacja, Abysal); na The Zonei obecny był automat. Wszelkie smaczki elektroniczne zostały zminimalizowane, muzycy pędzą przed siebie, zwalniają tylko po to, by chwilę później wymierzyć celny cios w ucho środkowe słuchacza.

Na drzewie genealogicznym zespołu album ten wydaje się być dzieckiem Devilry z Gat Etemmi. Bezkompromisowość i brutalność pierwszego oraz pomysłowość i melodyjność drugiego. Otwierający album „frost” atakuje słuchacza riffem, który od razu „wpada w ucho”. Wolniejsze partie utworu „hellspawn” są jednymi z najprzyjemniejszych i najtłustszych. „Hypnotic dimension” wydaje się wręcz przebojowy. Dla równowagi zespół serwuje chociażby „the larva plague” lub „emperor diabolic”, które mają dostarczyć odpowiednią dawkę szorstkich, nieprzyjemnych, okrutnych dźwięków. Zamykający całość „furious dogs” osiąga najwyższą prędkość w historii tego wykonawcy.

Zaznaczyć tu trzeba, że Pandemonium (ew. Domain) nigdy nie było zespołem, który stawia wyłącznie na zabójcze obroty i permanentną (rosnącą) nienawiść (do granic głupoty). Paul od zawsze poszukiwał swojej drogi, tworzył muzykę intrygującą, próbował różnych rozwiązań, zachowywał świeże spojrzenie i pewną żywiołowość. O czym najlepiej świadczy ten materiał.

(Mam nadzieję, że wraz z tym materiałem skończy się permanentne porównywanie Pandemonium do Samaela, zwłaszcza, że Szwajcarzy od dłuższego czasu nie pokazali nic ciekawego.)

Polecam i zapraszam do obejrzenia teledysku do utworu „Hypnotic dimension”.

czytaj dalej »

poniedziałek, 24 sierpnia 2009

TransVisualia 2009 w Gdyni


Już niedługo rozpocznie się festiwal będący nie lada wydarzeniem dla fanów elektronicznych brzmień. Mowa tu o TransVisualiach, które rozpoczną się 8 października i potrwają aż do 18 października.

Festiwal zagościł tym razem w gdyńskim Pomorskim Parku Naukowo-Technologicznym. Jak można przeczytać na stronie rzeczonego:

TRANSVISUALIA to największy w Polsce północnej festiwal multimediów, który skupia się na prezentowaniu ścisłych związków między muzyką/dźwiękami a obrazem.

Wydarzenie generuje przestrzeń kumulacji mediów w celu wydobycia ich energetycznego i emocjonalnego potencjału, stawia na progresywną dynamikę multimediów w poszukiwaniu nowych perspektyw, kontekstów, interpretacji. Festiwal wydarzy się w licznych przestrzeniach na terenie Trójmiasta.


Warto również przybliżyć nieco muzyczną warstwę tego artystycznego przedsięwzięcia, a będzie czego posłuchać, ponieważ swoją obecność potwierdzili już tacy artyści jak DJ Krush, Daedelus, Clark czy Hexstatic.

Program festiwalu przedstawia się następująco:

1. Konkursy
2 .wystawy multimedialne
3. TV-Liveacts: scena koncertowa z udziałem gwiazd muzyki alternatywnej
4. Kinorotacje: pokazy sztuki filmowej + video
5. Laboratorium: spotkania warsztatowe

czytaj dalej »

niedziela, 23 sierpnia 2009

Tauron Nowa Muzyka już niedługo!



Wielkimi krokami zbliża się jedna z największych imprez w naszym kraju zorientowana na wszelakiej maści muzykę elektroniczną. Wiele gwiazd z całego świata pojawi się w naszym kraju, w jednym miejscu, aby przez 3 dni raczyć polaków (a i pewnie nie tylko, bo jestem przekonany, że i nasi sąsiedzi pofatygują się do nas) swoją muzyką.

Festiwal odbędzie się już w przyszłym tygodniu, zacznie się w piątek (28.08) i potrwa do niedzieli (30.08). Impreza odbędzie się na terenie dawnej Kopalni Katowice zlokalizowanej w samym centrum miasta. Swój udział w kolejnej edycji festiwalu, potwierdzili m.in: Flying Lotus, Fever Ray, Tim Exile, Roots Manuva, King Cannibal, MUM, Hudson Mohawke, Pivot, Dan Deacon Ensemble, Jon Hopkins, Ebony Bones, iTAL tEK, Onra Planningtorock, The Bug, Speech Debelle, Dan le Sac Vs Scroobius Pip. Nie zabraknie oczywiście polskich akcentów w postaci Pogodno czy O.S.T.R, którzy wystąpią w ostatni dzień festiwalu. Podczas imprezy będziemy mogli posłuchać i zobaczyć również artystów związanych z Red Bul Music Academy, którzy będą występować na scenie zlokalizowanej na dachu tzw. Tourbusa.

Oprócz wątków muzycznych, w ramach festiwalu odbędą się również warsztaty fotograficzne. Zajęcia będą zwieńczeniem odbywającej się od 9 sierpnia wystawy prac Jacka Poremby, Pawła Fabjańskiego oraz Jacka Kołodziejskiego. Artyści opowiedzą o swoich doświadczeniach i wnioskach wyciągniętych podczas aktywnej pracy na polu reklamy, editorialu oraz autorskich projektów. Tematem przewodnim spotkań będzie napięcie między działalnością artystyczną a komercyjną.

Nie zabraknie również tematów filmowych, m.in zostanie wyemitowany film pt. "Berlin Callling". Jest to portret niemieckiej sceny techno. DJ Ickarus (w tej roli Paul Kalkbrenner i jednocześnie autor ścieżki dźwiękowej do filmu) wraz se swoją menadżerką i dziewczyną Mathilde (Rita Lengyel) bierze udział w tournee występując w klubach, a jednocześnie przygotowuje się do wydania muzycznego albumu. Pokazany zostanie również obraz pt. "Będzie głośno" - dokument prezentujący osobiste relacje przedstawicieli trzech pokoleń wirtuozów gitary elektronicznej: The Edge’a (U2), Jimmy’ego Page’a (Led Zeppelin) i Jacka White’a (The White Stripes). filmy zostaną wyświetlone w Centrum Sztuki Filmowej Silesia (Katowice, ul. Sokolska 66).

Bilety na festiwal można nabyć za pośrednictwem Ticketportal.pl, Ticketpro.pl, Shortcut.pl. Koszt karnetu na całą imprezę kosztuje 125zł, natomiast bilet jednodniowy to wydatek 70zł.

Wszystkie szczegółowe odpowiedzi znajdziecie w festiwalowym FAQ przygotowanym przez portal Nowa Muzyka, który jest głównym patronem imprezy. Poruszone tam zostały między innymi takie tematy jak nawet to czy można wnosić parasol czy jedzenie i napoje. Jak widać organizacja i troska o dobro widzów stanowi jeden z najważniejszych aspektów.

Przypomnijmy, że będzie to już czwarta edycja festiwalu Nowa Muzyka, lecz dopiero pierwsza pod skrzydłami Tauron Polska Energia. W konferencji prasowej, która odbyła się niedawno wzięli udział Paweł Gniadek, Dyrektor departamentu Komunikacji Rynkowej i PR Tauron Polska Energia SA, który mówił o tym jak istotne dla firmy jest wspieranie ważnych wydarzeń kulturalnych, które odbywają się w Katowicach oraz zadeklarował chęć współpracy z organizatorami za rok!

czytaj dalej »

Red Hot Chili Peppers przerywają dwuletnie milczenie


Legendarna funkrockowa formacja zdecydowała się wejść ponownie do studia. O planach dotyczących nowej płyty wypowiadał się już Chad Smith (bębny), teraz wiadomości te potwierdził wokalista grupy - Anthony Kiedis.

Postanowiliśmy napisać nowe piosenki. Zakończyliśmy 2-letnią przerwę, której potrzebowaliśmy a teraz wróciliśmy do okrągłego stołu i uznaliśmy, że trzeba to zrobić. Po poprzedniej trasie byliśmy wypaleni, ale teraz czuję wigor i entuzjazm. Naprawdę jesteśmy bardzo podekscytowani. - swierdził frontman zespołu.

W okresie muzycznej przerwy Papryczek, na scenie realizował się wiosłowy formacji - John Frusciante, który ostatnimi czasy był bardzo aktywny w muzycznym światku. W 2009 roku wydał jedenastą solową płytę, której tytuł brzmiał The Empyrean.

Ostatnim muzycznym dokonaniem Red Hot Chili Peppers było, świetnie przyjęte przez fanów i krytyków, dwukrążkowe wydawnictwo Stadium Arcadium, które swoją premierę miało w maju 2006 roku.


czytaj dalej »

sobota, 22 sierpnia 2009

Nadciąga nowa płyta Múm


Fanów rozmarzonych, eksperymentalnych brzmień, zadowoli zapewne fakt dotyczący informacji o nowej płycie islandzkiego projektu Múm.

Kolejny album tej grupy ukaże się już niedługo, bo 24 sierpnia. Na krążku zatytułowanym Sing Along to Songs You Don’t Know, znajdzie się 12 utworów. Ciekawostką jest gościnny występ na płycie estońskiego chóru Suisapäisa.

Oto pełna tracklista, która wypełni nadchodzący album:

1. If I Were a Fish
2. Sing Along
3. Prophecies & Reversed Memories
4. A River Don’t Stop to Breathe
5. The Smell of Today Is Sweet Like Breastmilk in the Wind
6. Show Me
7. Húllabbalabbalúú
8. Blow Your Nose
9. Kay-ray-kú-kú-kó-kex
10. Last Shapes of Never
11. Illuminated
12. Ladies of the New Century

Do tej pory dyskografia Múm zamyka się na wydanym w 2007 roku Go Go Smear the Poison Ivy.

czytaj dalej »

Slayer : co z nową płytą?


Wiele zamieszania w świecie metalowego grania, wywołują plotki i nowinki dotyczące nowego wydawnictwa Slayera. Niektórzy spekulują, że po tym albumie thrashowa legenda uda się na zasłużoną emeryturę, inni znowu nie dopuszczają do siebie takiej myśli - jak bowiem wyglądałby świat fanów ciężkiej muzyki bez jednego z niewątplych symboli gitarowych "rzeźni"?

Tym czasem panowie ze Slayera postanowili nieco podroczyć się z fanami i premiera nowego krążka ostatecznie zostanie przesunięta na koniec października. Znana jest już za to pełna trakcklista, która znajdzie się na płycie:

"World Painted Blood"
"Unit 731"
"Snuff"
"Beauty Through Order"
"Hate Worldwide"
"Public Display Of Dismemberment"
"Human Strain"
"Americon"
"Psychopathy Red"
"Playing With Dolls"
"Not Of This God"


Wielokrotnie wspominaną dyskografię "Zabójców" zamyka wydany w 2006 roku album Christ Illusion.

czytaj dalej »

piątek, 21 sierpnia 2009

Nowa EP od My Dying Bride



Jeszcze dobrze nie opadły emocje po wydaniu kolejnego, dziesiątego już albumu w karierze zespołu zatytułowanego "For Lies I Sire", na oficjalnej stronie pojawiła się informacja o tym, że zespół rozpoczął pracę nad nową EP.

Mini-album będzie nosił tytuł "Bring Me Victory" i tradycyjnie wydany zostanie nakładem angielskiej Peaceville Records. Na nowy materiał składać się będą m.in dwa covery, jednym z nich będzie "Failure" formacji Swans oraz wykonanie własnej wersji tradycyjnej, angielskiej ballady "Scarborough Fair". EP została nagrana w Manchesterze w studiu Future Works, a premiera zaplanowana jest na październik tego roku.

czytaj dalej »

Opóźniona premiera "Night Is The New Day"



Gorąco wyczekiwana premiera nowego krążka Szwedów nieoczekiwanie przesunięta została na 2 listopada. Przyczyny opóźnienia nie są znane.

Analogicznie do zmiany daty premiery w Europie, zmianie uległa także data wydania krążka w Stanach Zjednoczonych, która przesunięta została na 10 listopada. Wciąż pozostaje nieznana tracklista krążka.

czytaj dalej »

czwartek, 20 sierpnia 2009

Shrinebuilder : zapowiedź nowej płyty


Dla fanów eksperymentalnych brzmień gratką będzie informacja, że formacja Shrinebuilder już w tym roku uraczy nas nowym długograjem.

Premiera krążka zatytułowanego po prostu Shrinebuilder, przewidziana jest na październik bieżącego roku. W skład płyty ma wejść pięć kawałków. Znane są już ich tytuły (oraz okładka krążka - w grafice newsa):

01. Solar Benediction
02. Pyramid Of The Moon
03. Blind For All To See
04. The Architect
05. Science Of Anger

Płyta zostanie wydana nakładem wytwórni Neurot Recordings .

czytaj dalej »

Nowa polityka wydawnicza Radiohead



W tym newsie chciałbym umieścić zarówno sprostowanie do newsa z dnia 15 sierpnia, ale również napisać o tym co ostatnio dzieje się w obozie Radiohead. Jak wiadomo, od jakiegoś już czasu zespół pracuje w studiu nad nowym materiałem. Nowego albumu grupy nie powinniśmy się jednak spodziewać w najbliższym czasie.


10 sierpnia w brytyjskim magazynie Believer ukazał się wywiad z Thomem Yorkiem po którym w prasie aż zawrzało. Wokalista grupy wyznał w nim, że "Radiohead w najbliższych planach nie ma nagrywania nowego albumu, a raczej wydawanie ep-ek, singli oraz pojedynczych utworów przez internet. Jednocześnie pogłoski*, jakoby nowy mini album zespołu pt. "Wall Of Ice" została zdementowana przez zespół, jak i stronę greenplastic.com . Część jednak okazała się prawdą - w ubiegły poniedziałek zespół udostępnił nowy utwór o nazwie "These Are My Twisted Hands" za darmo, na stronie swojego sklepu internetowego W.A.S.T.E. (można go pobrać tutaj). Nie zmieniło to jednak faktu, że wciąż w wielu czasopismach i serwisach internetowych krążą najróżniejsze plotki, między innymi o końcu zespołu, co zmyliło wielu fanów i internautów*, którzy byli zawiedzeni, gdy zamiast mini albumu światło dzienne ujrzał zaledwie jeden utwór.

Więcej na temat nowej polityki wydawniczej Radiohead można przeczytać na greenplastic.com (artykuł 1, artykuł 2).

Jakiś czas temu zespół opublikował utwór "Harry Patch (In Memory Of)" na cześć weterana I Wojny Światowej, który zmarł niedawno w Wielkiej Brytanii w wieku 111-lat. Można go posłuchać na profilu myspace grupy lub kupić w sklepie internetowym za symbolicznego funta.

Przypominamy, że już w najbliższy wtorek (25 sierpnia) formacja wystąpi w Parku Cytadela w Poznaniu, supportowana przez niemiecką grupę Moderat.

* W imieniu całej redakcji chciałem przeprosić za nasz błąd - nie potwierdziliśmy informacji zaczerpniętych z serwisu Onet.pl z główną stroną Radiohead do newsa z 15 sierpnia. Staramy się podawać w naszym serwisie informacje jak najbardziej rzetelne, z wiarygodnych źródeł, ale jesteśmy tylko ludźmi i zdarzają nam się błędy. Jeżeli wprowadziliśmy kogoś w błąd to serdecznie przepraszamy, będziemy starać się unikać takich niedociągnięć w przyszłości.

czytaj dalej »

Behemoth znów podbija Billboard


Behemoth po raz kolejny udowodnił, że ekstremalna muzyka również może się dobrze sprzedać. I to nie tylko w kraju, z którego zespół pochodzi, i nie tylko w Skandynawii (która jest przecież ojczyzną ciężkich brzmień).

Dzięki nowe płycie Evangelion, gdańska formacja po raz kolejny zadebiutowała na prestiżowej liście Billboardu. Tym razem wyżej, bo na 56 pozycji (The Apostasy dotarło na 149 miejsce). Z kategorii statystyk "suche, ale robiące wrażenie", trzeba zaznaczyć, że ostatnio wydany longplay Behemoth, w ciągu tygodnia, za oceanem sprzedał się w ilości około 8,5 tysiąca kopii.

W zwiazku z niewątpliwym sukcesem, głos zabrał lider i frontman formacji, Adam "Nergal" Darski:

- W tym zespole nigdy nie chodziło o nagrody i notowania, tylko o muzykę, ale nie mogę pominąć faktu, że ludzie docenili tę płytę. Dziękuję, że kupiliście tę płytę. To dla nas bardzo motywujące.

Jeżeli chodzi o rodzime notowania, Evangelion zadebiutował na 2. pozycji OLiS-u.

Na koniec coś dla fanów, którzy chcieliby zobaczyć Behemoth'a na żywo. Znana jest już trasa koncertowa formacji po Polsce:

4 września - Białystok, Gwint
25 września - Warszawa, Stodoła
26 września - Lublin, Graffiti
27 września - Rzeszów, Pod Palmą
28 września - Kraków, Studio
29 września - Katowice, Mega Club
30 września - Wrocław, WZ
1 października - Łódź, Dekompresja
2 października - Poznań, Eskulap
3 października - Toruń, Od Nowa
4 października - Gdańsk, Parlament

czytaj dalej »

Beak > Portishead


Geoff Barrow, szerzej znany jako jeden z muzyków trip-hopowej formacji Portishead, postanowił skupić się na solowym projekcje, który na scenę muzyczną zawitał pod banderą Beak>.

Powstanie nowego projeku, być może kosztem Portishead, zdaje się mieć związek z wypełnieniem kontraktu dla wytwórni Island Records. Barrow zapowiadał bowiem:

Spędziłem cały dzień rozmawiając o przyszłości P ponieważ zespół jest od teraz wolny od umów i wszelkich zobowiązań.

- Mamy teraz wiele możliwości, ale jeśli ktokolwiek ma pomysły jak powinniśmy sprzedawać naszą muzykę w przyszłości, niech da nam znać. Muszę jednak uczciwie przyznać, że dawanie muzyki za darmo nie jest dobrym pomysłem… jej tworzenie zajmuje wieki i musimy za coś podgrzewać wodę w naszych basenach!


Oprócz wspomnianego artysty, składu Beak> dopełniają Matt Williams i Billy Fuller. Sama formacja powstała dopiero na początku tego roku, a już dobiegają prace nad debiutanckim wydawnictwem.

Barrow zapowiada, że muzyka tworzona przez jego nowy projekt, będzie znacznie różnić się od tego, co prezentował z Portishead. Niecierpliwi nowej płyty, z próbką dźwięków, których pełną wersję artyści zaserwują nam na longpleju już 19 października, mogą zapoznać się na myspace zespołu.

Wracając znowu do tematu Portishead - trzeba wspomnieć, że jak do tej pory ich dyskografię zamyka (wydany po jedenastu latach milczenia) album Third, który swoją premierę miał w kwietniu 2008 roku.

czytaj dalej »

środa, 19 sierpnia 2009

Rynek muzyczny, gabinet Dr. Caligari i lepsze jutro przy soku pomarańczowym



Nie podejrzewałem, że kiedyś taki projekt jak Orange The Juice pojawi się w Polsce. Wciąż jednak pozostają niedostrzegani w naszym kraju, zmuszeni są promować swoją muzykę za granicami kraju, która spotyka się tam z dużo większym entuzjazmem niż mogłaby się spotkać u nas. Docenieni w Stanach Zjednoczonych, zaproszeni na jeden z największych festiwali muzycznych Sziget odbywający się w Budapeszcie, ale wciąż niestety w Polsce pozostają zespołem niedocenianym. Nie kryją swego szaleństwa i otwartości umysłowej na wszelakie udziwnienia muzyczne, wciąż starają się udoskonalać swoją muzykę i walczyć o lepsze jutro. Rozmawiałem z Dawidem Lewandowskim, gitarzystą i drugim wokalistą zespołu.

Na samym początku przybliż nam pokrótce historię powstania Orange the Juice. Czy z tą ekipą gracie od samego początku czy może z czasem skład był uzupełniany?

Wszystko zaczęło się 2002 roku. W zasadzie zaczynaliśmy jako trio: Ja, Konrad i Mariusz Szmuc, nasz wcześniejszy basista. Mieliśmy małe problemy z perkusistą. Po prostu ciężko było znaleźć kogoś, kto byłby na tyle otwarty i pomysłowy, żeby sprostać naszym chorym wymaganiom. W końcu pojawił się Janek i wtedy wszystko zaczęło się kleić. Powstawał materiał, było wiele prób. W międzyczasie staraliśmy się powiększyć instrumentarium. Jeśli dobrze pamiętam, po roku dołączył do nas Mariusz Godzina (saksofon). W takim 5cio osobowym składzie, zagraliśmy na wielu festiwalach w Polsce. W późniejszym czasie, podczas nagrań do drugiego demo, zaprosiłem do współpracy Marcina A. Steczkowskiego. Znamy się jeszcze ze szkoły średniej, więc wiedziałem, czego się po nim spodziewać. Mówiąc krótko: „zażarło”. Od roku mamy nowego basisto - kontrabasistę, który wykorzystuje również elektroniczne brzemienia, dzięki czemu nasze instrumentarium, a tym samym nasze możliwości są jeszcze większe. Marcin podobnie jak inni członkowie jest naszym kolegą od lat, razem tworzymy także Minimatikon, razem jam’ujemy. Jest również członkiem The Transgress. To chyba tyle z mglistej przeszłości ;-)

Oglądałem wywiad z Waszym wokalistą, który dosyć radykalnie stwierdził, że w naszym kraju nie ma rynku muzycznego, na którym Orange The Juice mogłoby się odnaleźć, dlatego też planujecie atak na rynki zagraniczne. Nadal podtrzymujecie to stanowisko?

Konrad powiedział to kilka lat temu, a w zasadzie to powtarzamy to dość często, gdyż niestety jest to prawda. Mówiąc „rynek” nie mamy na myśli tylko słuchaczy, bo odbiorców oczywiście mamy. W naszym kraju brak jest jednak festiwali z prawdziwego zdarzenia, na których bylibyśmy do przyjęcia. Nie ma rozgłośni radiowych, które chciałyby nadawać muzykę inną niż „same złote przeboje” itd. Może nie jest tak, że zupełnie nic nie ma, ale na pewno trudno mówić o rynku muzycznym otwartym na coś świeżego. Myślę, i to chyba najważniejsze, że świadomość niektórych osób decyzyjnych, które mogłyby coś zmienić, jest nieco „wąska”. A my nie jesteśmy jedynym polskim zespołem myślącym w ten sposób. Wiele grup osiąga sukcesy za granicą. Dla niektórych sukces w Polsce był wynikiem zagranicznych osiągnięć. Dla mnie osobiście taki stan rzeczy jest chory. Więc jak to wcześniej ująłeś planujemy atak! Oczywiście nie zapomnimy o naszych polskich słuchaczach. Wszak w grupie siła cha, cha, cha.

Wiadomo, że młodym zespołom nie łatwo jest znaleźć od razu wydawcę, zwłaszcza jeśli starają się grać muzykę odbiegającą od oklepanych schematów rocka czy metalu. Jednak udało znaleźć się Wam polskiego wydawcę, jak współpracuje się Wam z Ars Mundi? Czy spełniają Wasze oczekiwania? Jak doszło do tej współpracy? Jak idą Wam poszukiwania wydawcy na rynku zagranicznym?


Powiem krótko Ars Mundi jest OK. Wywiązuje się bezbłędnie z postanowień zawartej między nami umowy, więc czego chcieć więcej. Nikt z nas przy tym dealu nie oczekiwał kontraktu życia, a raczej jedynie tego aby debiut płytowy mieć już za sobą. I tak też się stało. Czas na następny krok.

Słyszałem, że nazywano Was „pogromcami festiwali” ze względu na porażającą ilość wyróżnień jakie otrzymywaliście na wszelakiego rodzaju konkursach i przeglądach muzycznych. Co czuje młody zespół, który ma za sobą dosyć spory bagaż wyróżnień na samym starcie?


Nadzieje na lepsze jutro ;-) ,a przede wszystkim jest to dowód na to, że słuchacze chcą czegoś nowego, alternatywy do skostniałego mainstrea’mu.

Szukając informacji na Wasz temat, trafiłem na projekt o nazwie „Minimatikon”, mógłbyś przybliżyć garść informacji na ten temat?

Minimatikon to filmowe oblicze Orange The Juice poszerzone o dwóch członków z zespołu The Transgress. Razem tworzymy muzykę do filmów. Naszym najmłodszym dzieckiem jest soundtrack do kultowego filmu „Gabinet Dr. Caligari”, który od 10 lipca można obejrzeć wraz z naszą muzyką w kinach studyjnych w całej Polsce. To dla nas „straszna” frajda ;-)

Muzyka prezentowana przez Wasz sekstet jest szalenie eklektyczna, można w niej znaleźć liczne odniesienie do przeróżnych gatunków muzycznych. Co podkusiło Was do grania takiej muzyki? Jakie zespoły bądź artyści miały na Was największy wpływ?


Co nas podkusiło? Myślę, że to efekt naszych charakterów. Dla nas muzyka jest po prostu muzyką, nie jakimś stylem, czy gatunkiem. Chodzi o emocje, słuchając bossy można popaść w melancholię, słuchając metalu można dostać ataku epilepsji cha, cha, cha … i o to właśnie chodzi ! Muzyka jest tak różnorodna, że nie rozumiem jak można dobrowolnie skazywać się na nudę. Pytasz o inspiracje. Jest ich tak wiele, że trudno wymienić. Dla mnie osobiście ważną postacią, która wiele lat temu otworzyła mi głowę jest John Zorn, „książką” którą wciąż czytam i która nadal mnie uczy. Oczywiście Zorn to nie wszystko. W zasadzie każdy dobry zespół, który spotykam na swojej drodze wnosi coś nowego i otwiera kolejną furtkę. Myślę że to bardzo naturalne dla nas wszystkich.

Wasz krążek doceniono również w Stanach Zjednoczonych, jak myślisz, czy będzie to miało jakiś wpływ na Waszą pozycję na naszym, rodzimym rynku muzycznym, czy ktoś to w ogóle doceni? Może już to zrobił?

Trudno powiedzieć. To spore wyróżnienie i w jakiś sposób jestem z nas dumny i na razie chyba to mi wystarczy ;-)

Jak wspominacie Wasz zeszłoroczny występ na węgierskim festiwalu Sziget? Jak udało się Wam tam znaleźć? Macie w planach jeszcze jakieś zagraniczne festiwale, koncerty? A jak wygląda sytuacja z Waszymi koncertami w kraju?

Wspaniały festiwal, świetna atmosfera, doskonała organizacja w zasadzie same superlatywy. Chętnie powtórzylibyśmy ten wypad. Zanim zostaliśmy zaproszeni na Sziget graliśmy koncert w Budapeszcie w ramach imprezy Soundquest. Jeden ze współorganizatorów widział nasz koncert i to wystarczyło ;-) Jeśli chodzi o nasze koncerty planujemy małą, jesienną trasę po Polsce i Europie. 14 listopada wystąpimy w Austrii w miejscowości Linz, która w tym roku została wybrana na europejskie miasto kultury. Będziemy reprezentować Polskę obok takich zespołów jak Rh+ , Village Kollektiv i Miloopa.

Na koniec kilka słów do naszych czytelników.

Dziękuje za uwagę, wspierajcie nasza muzyczna batalię o lepsze jutro! Pozdrawiam intensywnie w imieniu całego OTJ.


czytaj dalej »

Orange The Juice - You Name It



Alternatywne spojrzenie na muzykę w naszym kraju, z dnia na dzień przybiera na rozmiarach. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko dzielnie dopingować wszystkie te zespoły, które starają się stworzyć własny styl, odciąć się od wszechobecnych schematów muzycznych i zaprezentować własną wizję muzyki. W przypadku Orange The Juice mamy do czynienia z wizją szaleńca, który świetnie włada wszystkimi instrumentami z wokalem na czele. Cierpi na nieuleczalne ADHD, nie potrafi usiedzieć w jednym miejscu, ma kilka rąk, które sprawnie obsługują wszystkie instrumenty na raz i dwie głowy – jedną do machania, drugą do opętanego komponowania.

„You Name It” to materiał szalenie eklektyczny, skupiający w sobie części składowe wielu gatunków, począwszy od jazzu, którego na płycie jest bardzo dużo, a na ekstremalnym metalu skończywszy. Szalone wokale świetnie uzupełniają te pokręconą, awangardową jazdę jaką serwuje nam sekstet ze Stalowej Woli. Mój pierwszy kontakt z OTJ był bardzo pozytywny, spowodowali, że moja szczęka podświadomie zaczęła się otwierać, a obśliniony jęzor czując, że droga jest wolna, wyślizgnął się z ust i mimowolnie zaczął zwisać. Płytę otwiera niepozorny, z początku elektroniczny „Facing The Monsters”, który po około minucie przeradza się w mieszaninę muzycznych, popieprzonych i surrealistycznych myśli szalonego kompozytora, które idealnie zwiastują to, przez co w ciągu najbliższej półgodziny będziemy się dzielnie przedzierać. „Package Deal” to jedna, wielka tytułowa awangardowo-jazzowa paczka, po której otwarci przywita nas klaun na sprężynie z szyderczym uśmiechem i przyklejoną na czole kartkę z napisem „bang!”. W jednej chwili jesteśmy miażdżeni masywnym, dynamicznym riffem by za chwilę zostać zaskoczonym wyciszeniem i jazzowymi zagrywkami. Pochód basowy, rytmiczne uderzenia pałeczki w ride i „brudna” trąbka do spółki z saksofonem, które wymieniają się co chwila rolami. Ludzie, tam jest nawet ska! Takich patentów jest na tej płycie od groma.

Tak eklektyczna wizja muzyki podparta musi być równie szalonymi, wizjonerskimi inspiracjami, których moim zdaniem powinniśmy doszukiwać się u Franka Zappy i zespołów pokroju Primus i wszelakie awangardowe twory. Ich płyta została nawet wyróżniona w Stanach Zjednoczonych i okrzyknięta została szaloną fuzją Franka Zappy, Napalm Death, Primus oraz System of a Down. No akurat z tym SOAD chyba lekko ich poniosło, no ale chyba, że chodziło im o stare płyty, wtedy jak najbardziej. Co do Napalm Death to również lekka przesadza, z grindcorem bym ich nie wiązał, chociaż momentami balansują na granicy. Słychać, za to, że lubią zapuścić w głośnikach różne wcielenia Pattona i Johna Zorna!

Połączenie klasycznego instrumentarium z sekcją dętą było genialnym zabiegiem, który spowodował, że całość przybrała niesamowite kształty i spowodowała intensywną prace mojej wyobraźni. Podążając bezimiennymi ulicami, widzimy cyrkowe obozowisko, w którym żonglującym klaunom wokół których zgromadziły się liczne gromadki dzieci z balonami, przygrywa wesoły, wąsaty, gruby kataryniarz dookoła, którego podskakuje małpka. Idąc przecznice dalej, stąpamy po wilgotnej kostce brukowej, nastrój jak i pora dnia, diametralnie się zmieniają, widzimy ponure mury starych kamienic oświetlane wiekowymi latarniami, na których zdają się tańczyć wszelakiej maści cienie. Droga przepełniona jest fikuśnymi ławkami, na których co jakiś czas przesiadują różne, abstrakcyjne postacie. To przepełniona groteską historia, w którą umiejętnie wpleciona została groza.

Chłopaki zaserwowali genialną syntezę, od której nie mogę się oderwać. Wyślizgując się wszelakim ramom, tworzą mieszankę iście wybuchową i na całej linii szaloną i oryginalną. Chyba muzycy nie bez powodu kazali słuchaczowi samemu nazwać sobie to czego słucha, według własnego uznania i odczuć, bo ciężko jednoznacznie określić muzykę Orange The Juice, a pewnie każdy z nas znajdzie w niej co innego i inaczej ją określi. Jednym słowem: must have! Gorąco polecam!


czytaj dalej »

Asymmetry Festival II : wieści


Znana jest następna gwiazda, która zagra przy okazji kolejnej już odsłony wrocławskiego festiwalu Asymmetry.

Po oficjalnych deklaracjach przybycia na wrocławski fest z obozu zespołu Yakuza oraz ekipy Alison Chesley (znanej szerzej jako Helen Money), nadszedł czas na kolejne gwiazdy. Tym razem swoją obecność potwierdził zespół Mouth of the Architect.

Sludge'owa formacja z Ohio cieszy się rosnącą popularnością wśród fanów atmosferycznych brzmień. Jak do tej pory ich czteropłytową dyskografię zamyka krążek Quietly, wydany nakładem wytwórni Translation Loss w lipcu 2008 roku.

Muzyczna gratka dla zwolenników sludge'owego i eksperymentalnego grania, rozpocznie się we wrocławskim Firleju 30 kwietnia i będzie trwała do 3 maja.

czytaj dalej »

poniedziałek, 17 sierpnia 2009

Okładka i tracklista "Axe to Fall"



Pojawiła się już okładka najnowszego krążka Converge "Axe to Fall", którą możecie podziwiać wyżej - Bannon nie zawiódł! W rozwinięciu newsa możecie zobaczyć tracklistę oraz listę osobistości ze świata muzyki, które postanowiły wesprzeć ekipę Bannona w tworzeniu. Wyszła z tego całkiem niezła i liczna supergrupa!

Należy również wspomnieć, że album został nagrany w studiu Godcity w Salem, w stanie Massachusetts. Oto lista gości: Steve Brodsky (Cave In), Adam McGrath (Cave In), J.R. Connors (Cave In, Doomriders), Uffe Cederlund (Disfear, ex-Entombed), John Pettibone (The Vows, Himsa), Steve Von Till (Neurosis), and Mookie Singerman (Genghis Tron). Mówiłem, że niezłą supergrupę by z tego ulepił!

Tracklista:

1. Dark Horse
2. Reap What You Sow
3. Axe To Fall
4. Effigy
5. Worms Will Feed
6. Wishing Well
7. Damages
8. Losing Battle
9. Dead Beat
10. Cutter
11. Slave Driver
12. Cruel Bloom
13. Wretched World


czytaj dalej »

"Bardzo nisko i sterylnie", czyli wywiad z Afekth



Dopiero co zaczynają swoją przygodę na scenie muzycznej, a już słychać głosy uznania i pochwał. Mają jak na razie na swoim koncie wydaną własnym sumptem EP zatytułowaną "The First Two Names". Nie kryją swej sympatii do Szwedów, mimo to, że swoje brzmienie wygenerowali na sound Meshhugah, starają się wypracować własny styl. Rozmawiałem z Maćkiem, gitarzystą i założycielem Afekth.


Mógłbyś przybliżyć trochę kulisy powstania Waszego zespołu? Kto, z kim, gdzie i dlaczego?

Zaczęło się od mojej inicjatywy założenia kapeli, do której mógłbym przerzucić własną twórczość i zaprezentować ją na żywo. Praktycznie pierwszy został zwerbowany perkusista i on był najpewniejszy z początku, bo rozumiał co ma być grane przy czym jego poziom pozwalał mi na doprowadzenie do skutku mojej aranżacji. Idąc dalej od tego momentu przewinęło się parę osób przez zespół aż do obecnego składu, który się dopasował i prawidłowo zgrał, co oczywiście pomogło naszej muzyce i możemy spokojnie grać na żywo każdego dnia i nocy.

Nazwa Waszego zespołu nawiązuje do psychologii, czy jest ona w kręgu Waszych zainteresowań? Czy wiążecie nazwę w jakiś sposób z muzyką przez Was graną?

Dobre skojarzenie, psychologia jest jednym z naszych zainteresowań. Interesujemy się na ogół bardziej skrzywionymi i niezrozumiałymi zagadnieniami, które czasem mogą się zdawać abstrakcyjne bądź rzeczywiście takie są. Nazwa w pewien sposób określa naszą muzykę, bo sama nazwa znaczy pewną ekspresję emocji. Jak można pokojarzyć, przelewamy emocje w muzykę, a jakie one są zostawiamy pod rozwagę słuchaczom.

Będąc jeszcze przy temacie nazwy ostatnio musieliście ją nieco zmodyfikować. Mógłbyś rzucić trochę światła na ten wątek?

To fakt, może nie jest to bardzo poruszająca sprawa, bo w żaden sposób nam to nie przeszkodziło, ale nazwę musieliśmy zmodyfikować z racji drugiej istniejącej kapeli o identycznej nazwie. Nie chcieliśmy być w żaden sposób kojarzeni z tą kapelą (zresztą grają rock w lekkim jego wydaniu) oraz nie chcieliśmy żeby ich kojarzyli z nami, bo oni byli pierwsi z tą nazwą, więc im się ta nazwa należy. Jak wiadomo, podpisując umowy/kontrakt jest wymóg oryginalnej nazwy, także taki też spełniliśmy, więc nie będzie problemu z podpisaniem czegokolwiek w dalszej przyszłości.

Ostatnio udało się Wam wystąpić na Knock Out Festival w Krakowie, a dokładniej na before party, jak ogólnie wspominacie ten występ i drogę jaką do niego przebyliście? Ciężko było? Co sądzicie o tej imprezie, będą chętni na realizacje drugiej części za rok?

Cały Knock Out Festival uważamy za świetny, nasz występ również jak najbardziej się udał, nawet pomimo tego, że nie wygraliśmy. W końcu nie o to chodzi, sam występ na tamtej scenie był dla nas ważny oraz pobyt na festiwalu. Droga do before party uznajmy, była zabawna, wygraliśmy i oczywiście zrobiło się trochę hałasu wokół nas z czego większość była stekiem bzdur, szczególnie że wyniki były zweryfikowane, więc nas to nie martwi, bo muzyka sama się broni. Wracając do samego festiwalu mamy nadzieję na jego kolejną odsłonę, bo był on bardzo udany i jestem pewien, że mnóstwo osób pisałoby się na kolejną edycję.

Porozmawiajmy o Waszych inspiracjach. Nie mógłbym nie zapytać jak rozpoczęła się Wasza przygoda z połamanym graniem? Mam nadzieję, że nie obrazicie się jeśli powiem, że Wasze inspiracje Meshuggah słychać gołym uchem? Kto oprócz Szwedów ma na Was wpływ?

Zaczęło się od paru numerów, które napisałem i właśnie w nich pojawiły się połamane rytmy, które zresztą uwielbiam i jest to jeden aspekt wyróżniający mój styl grania, więc nie byłbym sobą jakbym ich w końcu nie wcisnął do naszej kapeli. Cieszę się bardzo, że słychać inspiracje Meshuggah, bo jest to mój osobisty czołowy absolut muzyczny i na pewno jest to ukłon w ich stronę za to co tworzą. Z głównych inspiracji mogę wymienić jeszcze Fear Factory oraz twórczość Mike’a Patton’a (i mowa tu o wszelakich jego projektach). Nie będę wypisywał więcej, bo chodziło o te główne inspiracje, a pisząc ogólnie to by było tego zbyt dużo (śmiech).

Niedawno wydaliście swoją pierwszą EP zatytułowaną The First Two Names. Powiem Wam szczerze, że to kawał świetnegu stuff’u i jak na nasze realia muzyczne to pozycja, która świetnie rokuje na przyszłość. Czy materiał powstawał na bieżąco czy może mieliście już część gotową wcześniej, a brakujące elementy dograliście z czasem? Gdzie nagrywaliście cały materiał i kto odpowiada za jego brzmienie?


Materiał mieliśmy gotowy od dłuższego czasu, kwestia leżała w ustaleniu konkretnej daty nagrania materiału oraz znalezieniu odpowiedniego brzmienia. Za produkcją stoję ja (nie licząc wokali, które nagrywał we własnym zakresie gościnny wokalista, który wspierał nas wokalnie w czasach, kiedy szukaliśmy stałego członka). Proces nagrywania był następujący, ja nagrywałem siebie i resztę członków, a później również ja cały materiał zmiksowałem i zmasterowałem oraz nadałem odpowiedniego brzmienia. W ten sposób mogłem nadać pewnej barwy całej EPce, żeby mogła brzmieć sterylnie i powoli wydeptać nam pewien styl brzmieniowy.

EP za Wami, teraz pora na duży materiał. Kiedy możemy się go spodziewać i czy macie już jakieś pomysły na nowe kompozycje?


Szczerze, już na ostatniej EPce miał się pojawić jeszcze jeden numer oraz koncept na koniec EPki, ale te smaczki zostawiliśmy na długogrający materiał. Na pewno na żywo można usłyszeć nowe numery i to na pewno też pojawi się na longplay’u. Wiemy już teraz, że ponownie umieścimy utwór z ostatniej EPki (prawdopodobnie rozbity), bo z tym materiałem będziemy starać się o wytwórnię. Oczywiście jesteśmy w trakcie pisania nowego materiału, nawet w obecnej chwili odpowiadając na te pytania spisuję nowy pomysł. Data wydania LP jest nieznana, jeśli nie znajdziemy wydawcy to wydamy album na własną rękę i wtedy album wyjdzie przed końcem tego roku, a jak znajdzie się wydawca to pewnie data się lekko opóźni, ale w międzyczasie wypuścimy na pewno jakiś nowy utwór na światło dzienne.

Jak wyglądają Wasze poszukiwania wydawcy?

Na razie nie wysyłaliśmy jeszcze materiału nigdzie, bo tak jak wspomniałem, chcę zadbać o nowy longplay, żeby mieć większe szanse na wydanie tego krążka poprzez wytwórnię.

Lubicie nietypowe ustrojenie gitar?

Oczywiście, bardzo nisko i sterylnie. Sam osobiście bardzo lubuję się w takim brzmieniu i wydźwięku gitar, więc też dbam o to, żebyśmy tak brzmieli.

Planujecie jakieś koncerty w najbliższym czasie?

Pisząc ten wywiad jesteśmy właśnie 2 dni przed koncertem w Krakowie. Będziemy grali z kapelami Phobh oraz Maszyny i Motyle. Liczymy na dobry gig, a poza tym kolejny koncert gramy w naszym mieście 4 września. Pewnie będziemy załatwiać więcej koncertów w najbliższym czasie, także warto zaglądać na nasz myspace i patrzeć na daty koncertów.

Co sądzicie o naszym podwórku muzycznym, oczywiście mowa o tym ambitnym środowisku, a nie o plastikowych formacjach wokalno-tanecznych? Myślicie, że dzięki takiemu rozkwitowi kapel jaki ostatnio przeżywamy istnieje szansa, że zostaniemy jako kraj zauważeni na muzycznej mapie? Pomijam scenę death czy black metalową, bo w tej akurat jesteśmy mocni, ale mam na myśli granie odmienne od tych gatunków.

Ta scena nawet nie musi być liczna, ważne że jakościowo będzie zwalać z nóg. Świetnie by było jakby nas postrzegano również właśnie ze sceny progressive/experimental/math. Mamy nadzieję, że wykonamy ten krok i tak też nasz kraj zaprezentujemy. Niedawno zresztą nawiązaliśmy kontakt ze szwedzką kapelą Vildhjarta, która zresztą bardzo pozytywnie wyraziła się o naszej muzyce i prawdopodobnie jeśli się to uda to zorganizujemy koncert/koncerty razem i jest szansa, że uda się to zorganizować również w Polsce. A wracając do wątku rozkwitu kapel ambitnego środowiska, cieszy nas to bardzo, bo z miłą chęcią posłuchamy kolejnych dobrych polskich kapel, a również umożliwia nam to granie z kapelami z tego samego pokroju gatunku.

Na koniec kilka słów do naszych czytelników.

Dzięki za poświęcenie uwagi i przeczytanie tego wywiadu. Teraz jeśli jeszcze nas nie słyszeliście, wejdźcie na www.myspace.com/afekth i ściągnijcie EP. Pozdrawiam Was ja-Maikh oraz pozdrawiam Was w imieniu całej kapeli Afekth.


czytaj dalej »

niedziela, 16 sierpnia 2009

Woody Alien: Microgod


Czy kiedyś ktoś zastanawiał się jakich i ilu instrumentów potrzeba do tego, żeby nagrać dobrą płytę? Fani rozbudowanego, progresywnego grania, przypomną mi zapewne o zespołach pokroju Dream Theater czy King Crimson, w których to okazałe solówki i mnogość używanych instrumentów, często przytłaczają całość kompozycji. Okazuje się jednak, że do sukcesu wystarczy jedynie czterostrunowe wiosło, skromny zestaw perkusyjny, dobry pomysł, ogromne pokłady energii i... talent. O prawdziwości tego stwierdzenia może świadczyć najnowsza płyta poznańskiego duetu - Marcina Piekoszewskiego (wokal, gitara basowa) i Daniela Szweda (bębny), którzy pod szyldem Woody Alien wydali już trzecią płytę, która nosi tytuł Microgod.

Na wstępie wypadałoby przybliżyć nieco sylwetkę rzeczonej kapeli. Zespół istnieje już od ponad dziesięciu lat, natomiast muzyków, którzy go tworzą, również nie idzie nazwać żółtodziobami. Marcina Piekoszewskiego kojarzyć można z Plum, natomiast Daniel Szwed to nie kto inny, jak garowy formacji Mothra. Razem powołali do życia oryginalny zespół, który w swojej muzyce ociera się zarówno o noise jak i dość ekstremalną wersję jazzcore'u; przy swoich kompozycjach panowie używają jedynie gitary basowej i perkusji. Uwagę jednak należy skupić na ich ostatnim dokonaniu, które na pewno odbije się echem w światku muzycznym.

Pierwsze co zwraca uwagę, to jak zwykle niebanalna okładka, która na każdym wydawnictwie ujmowała swoją prostotą, a zarazem geniuszem, jeżeli chodzi o pomysł i wykonanie. Tym razem nie było inaczej. Estetyczne wrażenia trzeba jednak odłożyć na bok i zająć się tym, co najważniejsze, czyli muzyką.

Microgod intrem na perkusji, otwiera utwór Funny. Już pierwsze dźwięki zwracają uwagę na fakt, że będzie dużo spokojniej niż na poprzedniej płycie. Pee and Poo raczyło słuchacza dziką, nieucywilizowaną energią, wręcz chaosem - tutaj bas Piekoszewskiego i bębny Szweda zdają się współgrać w chwytliwych melodiach. Przeważy więc brak szaleńczego tempa, połamanych rytmów czy noise'owych naleciałości (choć nie można powiedzieć, że chłopaki z Woody Alien całkowicie porzucili takie praktyki muzyczne - vide track Ritmo, którego tytuł powinien mówić sam za siebie).

Następny kawałek - Oak - to zdecydowanie najmocniejsza pozycja na całej płycie. Od samego początku utworu dostajemy potężną dawkę chwytliwej melodii, przy której stopa sama wybija rytm, a palce mimowolnie chodzą po blacie stołu. Czuć spory niedosyt, spowodowany tym, że najlepszy track na krążku trwa niespełna trzy minuty, zwłaszcza że jego koniec wieńczy genialna współpraca basu i perkusji.

Żywa końcówka wspomnianego utworu przechodzi w nieco spokojniejszą, wręcz transową, zapowiedź trzeciego utworu - No Turning Back. Sam kawałek jest raczej formą melorecytacji, powolnej opowieści. Żywiej robi się dopiero pod jego koniec, co swobodnie może wyrwać z zadumy w jaką na początku ten wprowadzał.

I tak jest do samego końca. Jedenaście kawałków, to przeplataniec żywszych i spokojniejszych momentów, ktorych ostatecznym efektem jest całkiem dobra płyta. Jak wspomniałem na początku - jest dużo wolniej i dużo ciszej, w porównaniu do tego, do czego Woody Alien przyzwyczaił nas na swoich poprzednich dokonaniach.

Instrumenty obu muzyków są bardziej wyeksponowane, położony jest większy nacisk na melodyjność i uporządkowanie, co sprawia, że niemal każdy kawałek nadaje się na "radiowy hit" (oczywiście w odpowiedniej stacji muzycznej). Płyta się nie nudzi i jest naprawdę ciekawą pozycją, którą fani alternatywnych, eksperymentalnych brzmień nie powinni się rozczarować.

Na koniec nieco suchych, acz przydatnych, szczegółów dotyczących płyty:

Wydawca: Gusstaff Records
Rok wydania: 2009

Lista utworów:
1. Funny
2. Oak
3. No Turning Back
4. God Of Small Things
5. Judgement Day
6. Glad To Be
7. Nothingness Lasts Forever
8. New Day Rise
9. Ritmo
10. The Journey
11. Go To Hell


czytaj dalej »

sobota, 15 sierpnia 2009

Nowa EP Radiohead



Wszystko wskazuje na to, że już w poniedziałek, czyli 17 sierpnia, ukaże się najnowsza EP radiogłowych zatytułowana "Wall Of Ice".

Radiohead są konsekwentni i podobnie jak poprzedni krążek, najnowszą EP będzie można nabyć za pośrednictwem internetu. W posiadanie materiału będzie można wejść poprzez adres Wall Of Ice, który odeśle nas do oficjalnego sklepu internetowego zespołu.

Gwoli przypomnienia, zespół wystąpi w naszym kraju 25 sierpnia w ramach akcji "Poznań dla Ziemi" w Parku Cytadela.

czytaj dalej »

piątek, 14 sierpnia 2009

Klimt - Jesienne Odcienie Melancholii



Kto by pomyślał, że w naszej rodzimej, muzycznej piaskownicy, ktoś zacznie się bawić tymi angielskimi zabawkami z początku lat. 90. Nie przypominam sobie, żeby ktoś starał się już wcześniej, tak na poważnie, bawić się shoegazem. Ale dobrze, że w końcu powstają na polskim rynku przedstawiciele gatunków, które dawno za granicami naszego kraju są już eksplorowane. Co prawda załogę szeroko pojętego rocka alternatywnego zasila kilka mocnych pozycji, ale spadkobierców z prawdziwego zdarzenia nieodżałowanego Slowdive chyba jeszcze u nas nie było.

Na czele Klimt stoi Antonii Budziński, który na co dzień wiosłuje w składzie trójmiejskiej Saluminesii. Szczerze Wam powiem, że o projekcie dowiedziałem się całkiem przypadkiem eksplorując różne portale internetowe. Uniknąłem tym samym uporczywego wyczekiwania na płytę, które zostało zastąpione bardzo przyjemną i niespodziewaną zaskoczką. Klimt pierwszy raz zaznaczył swoją obecność na składance „Sleep Well 3”, na której to podopieczni wytwórni Requiem zaprezentowali swoją relaksacyjną wizję muzyki. Później projekt Budzińskiego w miarę regularnie zaczął pojawiać się w audycji Piotra Stelmacha w Programie III Polskiego Radia „3maj z nami” oraz „Pastelowy Świat Rocka”, a także w nieistniejącej już audycji Pawła Kostrzewy „Trójkowy Ekspress". Ale przejdźmy do rzeczy.

„Jesienne Odcienie Melancholii”
to chyba pierwsza płyta, która podejmuje próbę wprowadzenia tego typu muzyki w umysły i uszy naszych słuchaczy. Senne, rozmyte plamy wpadającej w ambient elektroniki starają się nawiązać dialog z przestrzennymi gitarami i niekiedy schowanym w tle wokalem, a w zasadzie szeptami, bo te pojawiają się zdecydowanie częściej. Muzyka została w całości skomponowana przez Budzińskiego, który po za perkusją, która została zastąpiona syntetycznym automatem perkusyjnym, w pełni odpowiada na partie instrumentalne na krążku. Automat automatem, ma swoje lepsze i gorsze okoliczności, w tym wypadku zgrabnie wkomponowuje się w całość i dodaje specyficznego smaku całej muzyce, ale z wielką chęcią posłuchałbym tej muzyki z żywą perkusją. Zachęcam do odwiedzenia profilu myspace i odsłuchania utworów, które nie znalazły się niestety na płycie, mianowicie „Ostatnie Chwile Dzieciństwa” oraz „Pożegnanie”. Szkoda, bo idealnie by tam pasowały.

W inspiracjach Budzińskiego możemy doczytać się takich zespołów jak między innymi Mogwai, Slowdive, a nawet ich Deftones i Nine Inch Nails. O ile dźwięki zapoczątkowane przez dwoje pierwszych daje się odnaleźć, o tyle dwa kolejne zespoły zostały chyba bardziej potraktowane nie jako inspiracje stricte, a raczej zespoły, w muzyce których Antonii znajduje coś dla siebie. Ale cóż, pojęcie inspiracji jest bardzo względne. Apropos, „Pygmalion” to piękna rzecz! Fani islandzkich siugórów też znajdą tu coś dla siebie.

Uroku wszystkiemu dodaje nastrojowa okładka, która wręcz idealnie oddaje ducha zaklętego w dźwiękach płyt. Obraz utrzymany jest głównie we fioletowym odcieniu, gdzie niegdzie przenikającym się z nieśmiały błękitem, we wszystko to została wlana kontrastująca biel podkreślając poszczególne elementy jak i czerń zaznaczająca na obrazie postacie. A sama scenografia okładki to nic innego jak sopockiego molo. No i jakby nie patrzeć, Budziński trafnie dobrał obraz do muzyki jaką zawarł na krążku. Wyobraźmy sobie postać stojącą na molo, opierającą się o barierkę i z wielką tęsknotą w oczach wpatrującą się w morskie fale, które raz po raz rozbijają się o siebie i giną pochłonięte samymi sobą. Te oczy szukające nadziei w niekończącym się błękitnym horyzoncie i chłodny wiatr, który muska policzki i układa kołujące się w głowie szepty.

Gwoli podsumowania. Zawsze gdziekolwiek piszą Klimt, łapałem się na tym, że podświadomie pisałem „klimat”. Tego jak najbardziej nie można mu odmówić, nostalgiczna bryza wieje na nas ze wszystkich stron, giniemy pochłonięci oceanem ścian melancholii. Bardzo się cieszę, że w końcu i takie granie znalazło zainteresowanie w naszym kraju i mam szczerą nadzieję, że tego typu projektów z czasem będzie jeszcze więcej. Na koniec dodam tylko, że przyszłą wiosną szykuje się nam drugi album Klimt i mocno liczę na to, że będzie jeszcze lepszy niż debiut.


czytaj dalej »

Air w Polsce



Elektronicznych duet, który tworzą francuzi Nicolas Godin i Jean-Benoît Dunckel zawita do Polski na jeden koncert, który odbędzie się 10 grudnia w Arenie Ursynów. Koncert Air będzie częścią trasy promującej ich najnowszy album "Love 2", który ukaże się lada moment, bo już 5 października.

Organizatorem imprezy jest agencja Good Music Productions. Sprzedaż biletów na koncert zacznie się od 17 sierpnia, czyli już od poniedziałku, a będzie je można nabyć za pośrednictwem sieci TicketPro, Eventim, eBilet oraz na stronie organizatora i Shortcut

ARENA URSYNÓW
ul. Pileckiego 122, start: 20:00



czytaj dalej »

czwartek, 13 sierpnia 2009

Nowa super grupa



Kroi się nowa supergrupa, która tym razem będzie składać się z członków Cradle of Filth, Enslaved, Anthrax i Gorgoroth/Godseed. Pierwsze wzmianki o tworzeniu nowej supergrupy pojawiły się już dobry czas temu, bo 3 lata wstecz. Wspominał o tym wtedy King z Gorgoroth/Godseed.

W przyszłym tygodniu wybieram się do Norwegii aby spotkać się z Robem Caggiano z Anthrax, Kingiem z Gorgoroth/Godseed oraz perkusistą Johnem Tempestem (znanym m.in. z Testament i Exodus) oraz Ice'm Dale z Enslaved - wyjaśnia wokalista Cradle Of Filth.

Podobno ma być to coś kompletnie innego od muzyki jaką Filth robi ze swoim macierzystym zespołem. Aktualnie gotowych jest już blisko 6 utworów.

Muzycznie będzie to około rockowa rzecz. Coś jak Tool zmieszany z AC/DC i podsycony czymś cięższym. Obojętnie czy będzie to black czy death metal, będzie to z pewnością oryginalne.
- wyjaśnia.

Trochę dziwnie i dosyć enigmatycznie to wszystko brzmi, Tool i jednocześnie wzmianki o black/death metalu? No cóż, przekonamy się co z tego wszystkiego wyjdzie.

czytaj dalej »

Lao Che: Nowy album w 2010 roku


Któż nie słyszał o Lao Che? Sławę przyniosło im drugie wydawnictwo, trochę słuchowisko, trochę koncept-album, który tematyką dotyczył Powstania Warszawskiego (na co wskazywał sam tytuł krążka). Na fali sukcesów zespół został zaproszony na XI Przystanek Woodstock. Kolejną płytą tej oryginalnej kapeli była już utrzymana w całkiem innej stylistyce produkcja Gospel (okryta platyną), która swoją premierę miała w 2008 roku. Teraz zespół zdradza tajemnice dotyczące następcy wspomnianej.

Zespół, tradycyjnie już zapowiada, że fani oczekujący na nową płytę, powinni spodziewać się zupełnie czegoś innego niż do tej pory. Warstwa muzyczna ma zostać wręcz wypchana samplerami i klawiszami, niestety (a może stety?) kosztem gitar.

Negatywną wiadomością dla wszystkich sympatyków Lao Che, może być informacja dotycząca faktu ograniczenia liczby występów przez zespół, a to z tego powodu iż płocka formacja chce skupić się wyłącznie na nagrywaniu płyty.

Niestety nie wiadomo szerzej jakiej niespodzianki można spodziewać się tym razem, jeżeli chodzi o tematykę liryków, które zostaną zamieszczone na krążku (którego de facto mozna spodziewać się na początku 2010 roku).

Obecnie Lao Che jest w trasie koncertowej. Zobaczyć ich będzie można na festiwalu Muzyczna Zohylnia w Bukowinie Tatrzańskiej (27.08), Rock Reggae Festiwal w Brzeszczu (28.08) i w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu (3.09).

czytaj dalej »

środa, 12 sierpnia 2009

Iroha wystąpi w Krakowie i Warszawie


Diarmuid Dalton, znany lepiej jako basista współpracujący z Justinem Broadrickiem w projekcie Jesu, wraz ze swoim zespołem Iroha już we wrześniu odwiedzi Polskę.

Formacja, w której skład oprócz wspomnianego wchodzą Andy Swan (słusznie można go skojarzyć ze współpracy z Napalm Death i Scorn) oraz Dominica Crane, zagra dwa koncerty, kolejno w Warszawie (07.09.2009) i Krakowie (08.09.2009).

Jak można się domyślić, Iroha obraca się raczej w klimatach post-rockowych, oscylując wokół eksperymentu i ciekawych gitarowych riffów. Zespół jest godny uwagi, więc warto sprawdzić myspace'a kapeli.

W roli supportu grupy Daltona, wystąpi australijska formacja Heirs, której muzyka przywołuje na myśl starsze dokonania Pelicana czy Red Sparowes. Trzeba również wspomnieć o tym, że debiutancki album Heirs jest nieodpłatnie udostępniony w Sieci, pod TYM adresem. Nosi on tytuł Alchera, a pracą nad nim zajął się, znany z masteringu dokonań takich zespołów jak Isis czy Burning Witch, James Plotkin.


czytaj dalej »

Unsound: Eagle Twin przed Sunn O)))


Znanych jest już coraz więcej szczegółów dotyczących tegorocznego festiwalu Unsound, który odbędzie się między 20 a 25 października w Krakowie. Tym razem nowinki dotyczyć będą grupy, która wyjdzie na scenę przed legendardną formacją Sunn O))).

Jeżeli wierzyć doniesieniom organizatorów, na krakowskiej scenie Studio przed drone'owym pokazem, fani będą mieli okazję sprawdzić brzmienie formacji Eagle Twin. Ten amerykański duet to swoisty "muzyczny beniaminek", a występ przed legendą eksperymentalnej muzyki to dla nich wielka szansa, żeby szerzej zaistnieć w światku takich brzmień.

Debiutancka płyta tej dwójki z Salt Lake City, ukaże się nakładem wytwórni Southern Lord Records. Autorzy opisują swoje dzieło jako doom blues roots rock. Ich pierwszy krążek trafi na półki sklepowe prawdopodobnie pod koniec tego roku. Próbki możliwości kapeli można posłuchać TUTAJ.

Do tej pory obecność na festiwalu potwierdzili m.in. Stars of The Lid, Biosphere i Johann Johansson. Sprzedaż biletów rusza wraz z początkiem września. Dokładniejsze informacje zamieszczone są na oficjalnej stronie festiwalu Unsound.



czytaj dalej »

wtorek, 11 sierpnia 2009

Aero - Demo 2009



Nigdy nie przypuszczałem, że przyjdzie mi pisać recenzję krążka zespołu, którego wszystkich członków znam bardzo dobrze, zdarza nam się wspólnie uderzyć na koncert, była okazja również wspólnie jammować, a z perkusistą i klawiszowcem tworzyliśmy kiedyś jeden zespół. Ostatnimi czasy młode zespoły rosną na naszym podwórku muzycznym jak grzyby po obfitym deszczu, ale możemy się tylko i wyłącznie z tego bardzo cieszyć.

Na samym początku wypadałoby delikatnie przybliżyć sylwetkę zespołu. Początki Aero sięgają roku 2007, wówczas to muzycy postawili sobie jasny cel, granie wyłącznie muzyki, która będzie ich w pełni satysfakcjonować. No i trzeba przyznać, że to jak najbardziej zdrowe podejście do sprawy. Ostateczny skład wyklarował się wraz z początkiem roku 2008.

Pojawia się klasyczne pytanie – co grają? Nie chciałbym na siłę nikomu przyklejać łatek, wrzucać do naciąganych szufladek, dlatego też nie będę tego robił, ale pomimo tego, że w ich muzyce słychać mocny rockowy fundament, chłopaki starają się kombinować, rozwijać, nie stroniąc od mocniejszych jak i lżejszych momentów, kontrastować swoją muzykę. Na albumie znajdziemy 6 utworów o zróżnicowanych nastrojach, emocjach i strukturach. Słychać wiele inspiracji klasykami jak i również artystami nieco nowocześniejszymi, ale o kim mówię dosłuchajcie się już sami. Zespół trafił w dziesiątkę wybierając na otwieracz „W blasku”, który jest moim zdaniem ich najlepszym kawałkiem, który świetnie zwiastuje to, z czym będziemy mieli do czynienia za parę dłuższych chwil. Na płycie nie brakuje bardziej niepokojących momentów vide „Susza”, który jest najcięższym utworem w dorobku zespołu, ale miejmy nadzieję, że nie ostatnim. Hipnotyczny bas podejmuje dialog z przesterowanym klawiszem (który później zaskoczy jeszcze solówką w iście Rudessowskim stylu), który w towarzystwie melorecytacji wokalisty, zostaje zwieńczony „krzywą” i eksperymentalną solówką, która przeradza się w delikatną, subtelną i z goła odmienną, jeśli chodzi o atmosferę utworu, końcówkę. Płyta utrzymana jest raczej w dość delikatnej konwencji, która jednak często gęsto zostaje wzbogacona o mocniejsze momenty, które razem tworzą zwartą i spójną całość.

Inspiracją do pisania muzyki i tekstów w głównej mierze wciąż pozostaje życie, które za każdym razem szykuje dla nas nieco inny scenariusz od tego jaki sami napisaliśmy, choć bywa i tak, że się pokrywają. Snuję jednak podejrzenia, że utwór „Szklana zabawka” został mocno zainspirowany Orwellowskim „Rokiem 1984”.

Oczywiście nie odmówiłem sobie koncertu Aero, który mieli okazję zagrać w roli supprotu trójmiejskiego Helicobacter. I powiem szczerze, że wypadli dużo lepiej niż trójmiejska legenda. Utwory na koncercie nabrały innego wymiaru, wszystko zabrzmiało żywo, bardzo czysto, a co najważniejsze szczerze. Ostatnimi czasy to mankament młodych zespołów, chociaż w zasadzie nie tylko młodych, zabrzmieć dobrze na koncercie, jestem przekonany, że Aero w przyszłości, bo taka na pewno ich czeka, nie będą mieli z tym najmniejszych problemów. Ten zespół nie potrzebuje akustyka, potrafi we własnym zakresie skroić czytelne brzmienie.

„Teraz jestem już powietrzem,
Wdychaj mnie!”


Krążek został w całości zmixowany przez zespół, a w zasadzie w głównej mierze za jego brzmienie odpowiada lider zespołu, a zarazem gitarzysta i wokalista – Marcin Kruszyński. Z całą odpowiedzialnością, ale ten krążek brzmi zbyt profesjonalnie jak na demo. Wszystko dopieszczone w najmniejszym calu. Tak jak mówiłem, znam tych ludzi osobiście i wiem z jaką pasją podchodzą do muzyki i jak duże znaczenie mają dla nich nawet najmniejsze detale. Któregoś razu zostałem zaproszony na ich próbę i powiem Wam szczerze, że nawet próby brzmią cholernie przejrzyście i klarownie. Zdecydowanie produkcja jest mocnym fundamentem i może być wizytówką zespołu, która świetnie rokuje na przyszłość.

„Wiruje popiół miast,
Alergia poskromionych.
Euforii miks z marazmem,
Zielone prostokąty”


Podsumowując. Nie istnieje coś takiego jak subiektywizm w muzyce, więc nie będę się tłumaczył z tego, że byłem mocno nieobiektywny w powyższym opisie. Uważam, że zespół jest naprawdę godny poświęcenia mu dłuższej chwili. Mam ogromną nadzieję, że wkrótce zostanie zauważony i będziemy mieli kolejny wartościowy zespół na naszej scenie. Każda głowa w tym zespole jest pełna świetnych pomysłów i nie uwierzę jeśli z tego zespołu nic nie będzie. EP jest dobra, nawet bardzo, ale liczę na to, że długograj będzie o wiele lepszy!

czytaj dalej »